-Historia samorządności lekarskiej była bardzo burzliwa. Władza publiczna, powołując samorząd lekarski, bardzo szybko dochodziła do wniosku, że należy ograniczyć jego działalność, a następnie go zlikwidować. Tak działo się kilka razy – przypominał prof. Andrzej Matyja, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej (na zdjęciu), podczas konferencji podsumowującej trzydziestolecie działalności izb lekarskich.

Konferencja została zorganizowana 17 maja – trzydzieści lat wcześniej, 17 maja 1989 roku, a więc jeszcze przed wyborami 4 czerwca, kończący kadencję Sejm PRL uchwalił ustawę o izbach lekarskich. Jak mówił prof. Andrzej Matyja, stało się to jednogłośnie. – Była to jedyna ustawa na tym posiedzeniu, co do której panowała taka jednomyślność – podkreślał. Jednym z celów, dla których władze zdecydowały się na zielone światło dla lekarskiej samorządności, była świadomość, że system ochrony zdrowia wymaga radykalnych zmian. Mówiąc wprost, nie tylko naprawy, ale zbudowania go, w sposób sensowny, od nowa. I tego celu, jak podkreślał prezes NRL, nie udało się do dziś osiągnąć.

Co więcej, nie wszystkie zmiany, które wprowadzono po 1989 roku, okazały się korzystne: dla pacjentów, dla lekarzy, dla systemu. – Środowisko lekarskie, które przez wiele, wiele lat działało na rzecz pacjentów, zostało zmuszone do konkurowania, co doprowadziło do jego podzielenia – przyznał szef lekarskiego samorządu. Andrzej Matyja zastrzegł jednocześnie, że choć lekarze czują się odpowiedzialni za system, nie można ich obarczać odpowiedzialnością za to, że źle on funkcjonuje. Przeciwnie.

– To lekarze są często ofiarą złego funkcjonowania tego systemu. Urynkowiono usługi medyczne, ale nie urynkowiono pracy ludzkiej, dlatego reforma nie mogła się udać. Gdyby w wycenie świadczeń medycznych została uwzględniona tzw. składowa płacowa, to system by się optymalizował, a ponieważ tak się nie stało, to on się po prostu zatrzymał – przekonywali dziennikarzy prezes NRL Andrzej Matyja i jego zastępca Krzysztof Madej.

Samorząd lekarski nie ma pewności, czy rządzący wiedzą, w jakim kierunku należałoby prowadzić zmiany, by system stawał się przyjazny – i bezpieczny – zarówno dla pracujących w nim, jak przede wszystkim dla pacjentów. Gdy rok temu Andrzej Matyja zabiegał o głosy delegatów, ubiegając się o fotel prezesa NRL, zapowiadał, że doprowadzi do tego, by politycy i decydenci traktowali lekarzy, samorząd lekarski, jak partnerów. To ciągle jest bardziej życzenie, niż rzeczywistość.

– Chcemy być traktowani jak partnerzy, nie jak petenci, jak ci, którzy wysuwają roszczenia – mówił Matyja. I choć ze strony polityków, również ministra zdrowia, zawsze w tej sytuacji padają deklaracje o partnerskim traktowaniu samorządu, praktyka od nich odbiega. Dokładnie dzień wcześniej, 16 maja, Sejm uchwalił nowelizację ustawy o świadczeniach zdrowotnych, do której Naczelna Izba Lekarska bezskutecznie próbowała wprowadzić poprawkę. Rząd obiecał likwidację możliwości podwójnego karania niektórych lekarzy za nieprawidłowości przy wystawianiu recept refundowanych, jaką wprowadziła lutowa nowelizacja ustawy. Jednak ostatecznie wycofał się tylko z trzech na pięć przesłanek, które takie karanie umożliwiają. Dwie, dotyczące prowadzenia dokumentacji medycznej, pozostały. Ta sprawa może być traktowana jak papierek lakmusowy – do jakiego stopnia decydenci liczą się ze zdaniem środowiska lekarskiego. Zasadniczy test, czyli projekt ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty, który w wersji ministerialnej – już wiadomo oficjalnie – będzie odbiegał od tego, co kilka miesięcy temu zaakceptowała Naczelna Rada Lekarska, ciągle przed nami.

Małgorzata Solecka 

Fot. Mariusz Tomczak/gazetalekarska.pl

Możliwość komentowania została wyłączona.