Sejm rozpoczął prace nad rządowym projektem ustawy o jakości w ochronie zdrowia i bezpieczeństwie pacjenta, która to ustawa - według ministra zdrowia - domyka proces reform zmian w systemie, prowadzonych przez rządy Zjednoczonej Prawicy. Choć Porozumienie Organizacji Lekarskich apeluje do parlamentarzystów o wprowadzenie do projektu zasadniczych zmian, zwracając uwagę na jego mankamenty, jest bardzo prawdopodobne, że Sejm będzie się spieszyć z procedowaniem projektu i na refleksję nie znajdzie wystarczająco dużo czasu.

Pierwsze czytanie projektu odbyło się na pierwszym styczniowym posiedzeniu. - To uzupełnienie, domknięcie zmian w systemie ochrony zdrowia, trzeci filar reform - mówił minister Adam Niedzielski na sali plenarnej. Pierwsze dwa filary, na których zmiany się opierają, to gwarancje finansowania ochrony zdrowia i wzrost nakładów publicznych do 7 proc. PKB w 2027 roku oraz wzrost wynagrodzeń pracowników ochrony zdrowia.

Problem w tym, że obydwa „filary”, czy też „fundamenty” to w ogromnym stopniu - miraże. Polska w 2020 roku, według raportu OECD i Komisji Europejskiej przeznaczyła ze środków publicznych 4,8 proc. PKB na zdrowie, przy unijnej średniej sięgającej niemal 9 proc. Według szacunków ekspertów, również w latach 2021-2022 nie udało się nam przebić bariery 5 proc. PKB, oczywiście w ujęciu realnym, czyli jedynym, jaki ma sens. Jedynym, który cokolwiek mówi o poziomie finansowego zabezpieczenia rosnących potrzeb medycznych. Wzrosty, którymi chwali się rząd, są oparte na wprowadzającej w błąd metodologii N-2, czyli odniesieniu wydatków nominalnych na zdrowie do PKB sprzed dwóch lat. W sytuacji wysokiej, kilkunastoprocentowej inflacji, te dwie wartości całkowicie się „rozjeżdżają”.

Podobnie rzecz ma się z podwyżkami dla pracowników ochrony zdrowia - dobrze, że płace rosną, to nie ulega wątpliwości. Jednak, choć wzrost w ochronie zdrowia jest najszybszy wśród różnych gałęzi gospodarki, tu również trudno mówić o sukcesie, bo płace nadal w tym sektorze (średnie) nie należą do wysokich. Nie zmienia tego nawet wysokie (trzecie) miejsce płac lekarzy w rankingu wynagrodzeń poszczególnych zawodów. Minimalne wynagrodzenia, na co również trzeba zwrócić uwagę, bez odpowiednich gwarancji finansowania ze strony płatnika, rozsadzają budżety świadczeniodawców a część z nich, zwłaszcza szpitale, wpędzają w prawdziwe problemy.

To jest kontekst, w którym rozpoczyna się dyskusja na temat projakościowych zmian w ochronie zdrowia. Dyskusja, której ton chce nadawać Ministerstwo Zdrowia w taki oto sposób (cytat z sejmowego wystąpienia ministra Adama Niedzielskiego): - Bardzo często w debacie publicznej pojawiały się argumenty, że podnosimy nakłady na system ochrony zdrowia i dolewamy do niego pieniędzy, a odczucia pacjentów związane z udzielaniem świadczeń się nie poprawiają.

O to właśnie chodzi, że nie „podnosimy nakładów”, tylko mówimy, że podnosimy. Udajemy, posługując się sztuczkami księgowymi, że pieniędzy w systemie jest coraz więcej, nie zważając na to, że faktycznie ochrona zdrowia stoi w tym samym miejscu lub wręcz - po zmianie przepisów przesuwających finansowanie świadczeń z Ministerstwa Zdrowia do NFZ - się cofa. Są obawy, że rząd i Sejm, uchwalając ustawę o jakości, rozbudzą - jeszcze bardziej - oczekiwania pacjentów, którym system i przede wszystkim pracownicy ochrony zdrowia nie będą w stanie sprostać, co nakręci dodatkowo spiralę niezadowolenia pacjentów i obywateli, ale też frustracji po stronie pracowników. To scenariusz znacznie bardziej realny niż wizje, przedstawione w Sejmie o projakościowych rozwiązaniach, premiujących podmioty, stawiające na uprzejme traktowanie pacjentów i prokonsumenckie rozwiązania zarządcze.

Małgorzata Solecka 

Możliwość komentowania została wyłączona.