Nakłady na zdrowie rosną, 6 proc. PKB w 2024 roku nie jest zagrożone, wydajemy nawet więcej, niż wynika z ustawy. Wszystkiego naprawić się w cztery lata nie da, ale wdrożyliśmy ważne zmiany, nad kolejnymi pracujemy. Gdyby sytuację w ochronie zdrowia oceniać wyłącznie przez pryzmat deklaracji przedstawicieli rządu, nie byłoby powodów do niepokoju.

Te jednak są, i to niemałe. Sytuacja szpitali – niejasna, bo brakuje danych o wysokości zobowiązań. Kolejki – jeśli w ogóle się skracają, to w wybranych obszarach. Tych, na które znalazły się dodatkowe pieniądze. Brakuje kadr, a system w dużym (i wydaje się, w coraz większym) stopniu opiera się na pracy ponad wszelkie dopuszczalne normy. Część placówek walczy o przetrwanie, próbując ściągać lekarzy i pielęgniarki wszystkimi możliwymi sposobami, część już się poddała i od kilku miesięcy nie ma praktycznie tygodnia bez informacji o zamykanym, zawieszonym lub ograniczającym działalność oddziale.

Zaniepokojenie lekarzy sytuacją w ochronie zdrowia zaowocowało najpierw pomysłem akcji „Zdrowa Praca” – przez wypowiadanie klauzuli opt-out (i szerzej, ograniczenie czasu pracy) młodzi lekarze, głównie rezydenci, chcieli jeszcze raz zmusić Ministerstwo Zdrowia do negocjacji, przyspieszenia tempa wzrostu nakładów na zdrowie, rozmowy o kluczowych postulatach dotyczących ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty. Wszystko wskazuje, że akcja nie będzie mieć wymiaru protestacyjnego. W październiku konsekwencje ograniczenia czasu pracy przez lekarzy mogą odczuć pojedyncze oddziały, być może – szpitale. Nie należy się spodziewać trzęsienia ziemi. Natomiast, jak zapewniają organizatorzy, Porozumienie Rezydentów OZZL i OZZL, kropla drąży skałę. Obie organizacje zamierzają uświadamiać lekarzy, czym ryzykują, podejmując pracę w wymiarze większym niż maksymalnie 48 godzin. I czy na pewno warto.

Na początku września ze swoją akcją – kampanią społeczną – wystartowała Okręgowa Izba Lekarska w Warszawie. W największych miastach Polski pojawiły się czerwone billboardy z hasłem „Polska to chory kraj”, została uruchomiona strona internetowa pod dokładnie taką nazwą (www.polskatochorykraj.pl), ze spotem o mocnym przekazie. – Kampania jest absolutnie apolityczna. Jako lekarze stawiamy diagnozę, że Polska, w wymiarze systemu ochrony zdrowia, na którym jako profesjonaliści medyczni się znamy, jest chora. I potrzebuje terapii – mówił podczas IV Forum e-Zdrowia w Sopocie (19-20 września) Łukasz Jankowski, prezes warszawskiego samorządu lekarskiego.

Akcję poparł Konwent Prezesów Okręgowych Rad Lekarskich, wspierają ją również OZZL, Porozumienie Rezydentów OZZL, organizacje poszczególnych zawodów medycznych i pacjentów. Taką mocną ekipę pod koniec września na spotkanie zaprosiło Ministerstwo Zdrowia – w celu omówienia postulatów. Postulaty, jak relacjonował Łukasz Jankowski, rzeczywiście zostały przedstawione, ale zamiast dyskusji, która prowadziłaby do jakichś wspólnych wniosków, delegacja usłyszała od wiceministra „przekaz dnia” na temat w sytuacji w zdrowiu. Czyli: pieniędzy przybywa, problemy rozwiązujemy. Ba, część już rozwiązaliśmy.

Lekarze z Ministerstwa Zdrowia wyszli może nie rozczarowani, bo nie spodziewali się innego przebiegu spotkania, ale na pewno nieusatysfakcjonowani. Łukasz Jankowski mówił, że idealny scenariusz byłby taki, by minister zdrowia podpisał się pod postulatami akcji i razem z profesjonalistami medycznymi i pacjentami zawalczył z ministrem finansów, premierem i rządem o adekwatne do potrzeb zwiększenie nakładów. – Zamiast tego, Ministerstwo Zdrowia próbuje przekonywać nas, ze dużo się dzieje i założone tempo wzrostu nakładów jest wystarczające. Obserwując obecny kryzys w ochronie zdrowia nie możemy się z tym zgodzić.

Małgorzata Solecka

Możliwość komentowania została wyłączona.