Fot. Pixabay

”Kaleka z powodu ości”, „Walczy o życie, bo lekarze nie stwierdzili ości w gardle” − artykuły w mediach pod takimi tytułami poprzedziły skargę rodziny 63-letniej pacjentki do Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Lekarskiego, Dyrekcji Szpitala, Rzecznika Praw Pacjenta, Prokuratury Okręgowej. Skarżący: mąż i syn opisywanej pacjentki „z ością w gardle” w konkluzji skargi do Rzecznika Sądu Lekarskiego piszą: „...dwukrotnie bezskutecznie prosiła tylko o pomoc w usunięciu ości z gardła, a szpital doprowadził do potwornego kalectwa”.

Rzecznik Sądu Lekarskiego zebrał w sprawie pełną dokumentację lekarską, przesłuchał skarżącego oraz lekarzy biorących udział w procesie leczenia pacjentki oraz uzyskał opinię biegłych sądowych w zakresie laryngologii i medycyny sądowej i skierował do Sądu Lekarskiego wniosek o ukaranie lekarki, która pełniła dyżur na SOR (laryngologicznym), oskarżając ją o niewykazanie należytej staranności w ocenie stanu klinicznego chorej, zbagatelizowanie zgłaszanych przez nią dolegliwości i zaniechanie hospitalizacji w celu poszerzenia diagnostyki w kierunku ciała obcego w gardle, co skutkowało wystąpieniem poważnych powikłań i uszczerbkiem zdrowia pacjentki (naruszenie art. 8 Kodeksu Etyki Lekarskiej) oraz o niesporządzenie dokumentacji medycznej i niewydanie pacjentce karty informacyjnej zawierającej rozpoznanie, wynik badania oraz dalsze zalecenia (naruszenie art. 41 Ustawy o zawodzie lekarza).

Miłe złego początki 

Zebrana dokumentacja lekarska (kserokopie historii chorób z leczenia ambulatoryjnego w przychodniach oraz szpitalne na oddziałach: laryngologicznym, anestezjologii i intensywnej terapii, chirurgicznym, chorób wewnętrznych i rehabilitacji neurologicznej) pozwoliła ustalić następujący stan faktyczny: pacjentka w dniu 18 czerwca 2010 r. zadławiła się ością ryby w czasie spożywania obiadu złożonego z ryby, ziemniaków i surówki. Czując dyskomfort w gardle zjadła kawałek chleba i próbowała znaleźć ość palcem. Ponieważ mimo tych manipulacji dyskomfort w gardle nie ustępował, po kilku godzinach udała się wieczorem na dyżur do szpitala, gdzie została zbadana przez doświadczonego dyżurnego laryngologa, który po badaniu wypisał kartę informacyjną z wywiadem: ość w gardle i rozpoznaniem — obserwacja w kierunku ciała obcego w gardle negatywna. Wydał zalecenie ponownego zgłoszenia się do laryngologa w wypadku utrzymywania się objawów. Następnego dnia przed południem pacjentka z powodu utrzymującego się bólu gardła, zgodnie z tym zaleceniem, zgłosiła się na dyżur do tego samego szpitala. Dyżur laryngologiczny pełniła obwiniona lekarka, która zebrała wywiad, dowiedziała się, że dolegliwości się nie nasiliły, obejrzała dokumentację lekarską założoną kilkanaście godzin wcześniej przez poprzednika, zbadała pacjentkę, w gardle ani w laryngoskopii pośredniej nie stwierdziła zmian i, jak zeznała do protokołu, adnotację o badaniu wykonała na odwrocie założonej poprzedniego dnia dokumentacji lekarskiej. Adnotacji tej nie odnaleziono. Podtrzymała zalecenia poprzednika, doświadczonego specjalisty laryngologa. Po trzech kolejnych dniach z powodu utrzymywania się dolegliwości w gardle pacjentka udała się na wizytę do laryngologa w przychodni specjalistycznej, gdzie została zbadana i ciała obcego w gardle i krtani nie znaleziono. Otrzymała antybiotyk i leki działające miejscowo. 

Skierowanie do szpitala 

Po kilku dniach u pacjentki wystąpiło krwioplucie. Udała się do tego samego laryngologa w przychodni, który ponownie ją zbadał i w badaniu również nie znalazł ciała obcego ani ogniska krwawienia, ale stwierdził zaczerwienienie gardła oraz masy serowate na migdałku prawym i wydał skierowanie do laryngologa do izby przyjęć szpitala (w którym pacjentka była poprzednio badana) z rozpoznaniem krwioplucia. Tym razem pacjentka została przyjęta na oddział laryngologiczny, gdzie rozpoznano guz zapalny szyi i w trybie pilnym, po wykonaniu stosownych badań, miała wykonaną tracheotomię, a w kolejnych godzinach była dwukrotnie operowana z powodu nawracającego coraz masywniejszego krwioplucia. Kolejny zabieg operacyjny wykonany przez ordynatora oddziału laryngologicznego z udziałem specjalisty chirurga naczyniowego wymagał podwiązania tętnicy szyjnej wspólnej prawej, gdyż nie było możliwości oszczędzającego postępowania w związku z rozległością nacieku zapalnego obejmującego naczynia krwionośne i tkanki miękkie oraz obfitym krwawieniem w czasie zabiegu.

Powikłania 

W efekcie uratowano życie pacjentki, ale doszło do rozległego udaru niedokrwiennego mózgu. Pacjentka przed wypisem do domu przez prawie dwa miesiące była leczona kolejno w tym szpitalu na oddziałach: anestezjologii i intensywnej terapii, chirurgii ogólnej (gdzie wykonano gastrostomię odżywczą), wewnętrznym (zapalenie płuc z niewydolnością oddechową, zaburzenia rytmu serca), rehabilitacji neurologicznej (gdzie po uzyskaniu stabilizacji klinicznej wykonywano ćwiczenia usprawniające). W historiach chorób w czasie pobytu na innych niż laryngologiczny oddziałach znajdują się liczne wpisy konsultujących pacjentkę laryngologów, którzy systematycznie pielęgnowali ranę pooperacyjną, zmieniali opatrunki i kontrolowali tracheostom. Biegli w swojej opinii uznali, że przy leczeniu pacjentki „wykorzystano wszystkie metody diagnostyczne i terapeutyczne w ratowaniu jej zdrowia i życia […], a w toku jej leczenia nie można było uniknąć podwiązania tętnicy szyjnej wspólnej prawej, gdyż powstały duży naciek zapalny obejmujący jej ścianę mógł doprowadzić do pęknięcia zmienionej zapalnie ściany tętnicy i masywnego krwotoku, kończącego się zazwyczaj niepomyślnie. W celu zapobieżenia tego typu powikłaniu i dla uratowania życia chorej należało podwiązać zmienioną chorobowo tętnicę szyjną wspólną prawą. Biegli uznali postępowanie lekarzy za profesjonalne i zgodne ze sztuką medyczną.

Konkluzje

Opis dramatycznego przebiegu połknięcia ości nie ma zniechęcić czytelnika do jedzenia ryb, ale przypomnieć, że ryby należy jeść małymi kęsami, przy dobrym oświetleniu, dokładnie żuć przed połknięciem, nie nabierać do ust razem z kartofelkami i jarzyną, a w przypadku połknięcia ości nie zagryzać chlebem, gdyż ość może się wtedy ułamać lub wbić głębiej w tkanki i stać się niewidoczna — widoczne stają się dopiero powikłania. Lekarka została uniewinniona przez dwa zespoły kolejno orzekające w sprawie. Można domniemywać, że taki właśnie był mechanizm sekwencji zdarzeń, które u pacjentki doprowadziły do powikłań: zjedzony kawałek chleba ułamał ość, przez co jej wbita w gardło część stała się niewidoczna nawet dla doświadczonych specjalistów laryngologów.

Alicja Zalewska-Juzwa