Podczas pierwszego czytania zgłoszonego przez posłów PiS projektu tzw. ustawy kadrowej można było mieć nadzieję, że większość sejmowa pójdzie po rozum do głowy i wyłączy z przepisów, umożliwiających praktycznie niekontrolowane zatrudnianie pracowników medycznych spoza UE przynajmniej lekarzy. Jednak rządowi udało się przekonać większość „niepokornych” posłów PiS i Sejm uchwalił ustawę w kontrowersyjnym kształcie. Co zrobi Senat i czy w Sejmie jest jeszcze szansa na zdrowy rozsądek?

– Każdy medyk w Polsce jest za tym, aby pacjent był objęty należytą opieką, ale najważniejsza jest jej jakość. Od niej zależy, czy pacjent będzie żył. To zależy od tego, ile lekarz wie i jakie ma kwalifikacje. Nie może być zgody samorządu lekarskiego na to, że w procedowanych przepisach nie będzie de facto żadnej weryfikacji osób, które nas będą leczyły – mówił Michał Bulsa z prezydium NRL podczas pierwszego czytania projektu ustawy, która – zdaniem wnioskodawców – ma zabezpieczać kadry medyczne na wypadek epidemii. Ustawa zawiera szereg rozwiązań dotyczących zatrudniania pracowników medycznych (z omówieniem wszystkich jej postanowień warto wstrzymać się do końca procesu legislacyjnego), ale największe kontrowersje budzi otwarcie rynku pracy dla pracowników medycznych – lekarzy, pielęgniarek, ratowników – spoza Unii Europejskiej.

Wnioskodawcy, czyli grupa posłów PiS, wśród których widnieje nazwisko tylko jednego lekarza (Czesława Hoca, projektu nie podpisali ani Tomasz Latos, ani Bolesław Piecha, liderzy PiS w obszarze ochrony zdrowia), przejęli projekt przygotowany przez Ministerstwo Zdrowia, dzięki czemu nie podlegał on konsultacjom publicznym – partnerzy społeczni mogli oczywiście przedstawić swoje opinie, ale formalnie projekt uzgodnieniom nie podlegał.

Opinia samorządów zawodów medycznych wybrzmiała jednym głosem: otwarcie rynku pracy, w dodatku tak szerokie, jak zaplanowane w projekcie, uderzy w fundament systemu ochrony zdrowia, czyli w bezpieczeństwo pacjentów. Poważne zastrzeżenia do projektu, również w zakresie zatrudniania medyków spoza UE, miało również Biuro Analiz Sejmowych, akcentujące sprzeczność niektórych proponowanych rozwiązań z prawem unijnym.

Przez moment wydawało się nawet, że jest szansa na odłożenie prac nad projektem – przynajmniej o kilka dni. Taki wniosek podczas pierwszego czytania złożył Jan Szopiński (Lewica), poparł go z całą mocą prof. Wojciech Maksymowicz, poseł PiS (Porozumienie) i były wiceminister nauki. Maksymowicz podkreślał, że choć jego region (woj. warmińsko-mazurskie) ma jeden z najniższych wskaźników lekarzy w przeliczeniu na liczbę mieszkańców, w obszarze kadr nie ma żadnego dramatu, który tłumaczyłby taki pośpiech przy uchwalaniu budzących wątpliwości przepisów. – Wyobrażenie urzędników przygotowujących projekt ustawy, o tym, że sytuacja kadrowa jest dramatyczna, nie odpowiada rzeczywistości. Jest czas, aby tę ustawę odpowiednio przygotować zgodnie z zaleceniami Biura Analiz Sejmowych – mówił.

Komisja jednak nie zgodziła się ani na odrzucenie projektu, czego chciała Koalicja Obywatelska, ani na odłożenie prac.

– Proszę na poważnie rozważyć opinię przedstawicieli medycznych samorządów zawodowych. To, co chcecie państwo zrobić w tej ustawie – poluzować kryteria przyjmowania do pracy osób spoza UE bez przestrzegania weryfikacji ich kwalifikacji i znajomości języka polskiego w zgodnej opinii wszystkich samorządów stwarza realne zagrożenie dla zdrowia i życia wszystkich pacjentów – apelował do resortu zdrowia Rajmund Miller. – Tak daleko idące zapisy ustawy nie mają żadnych podstaw, tym bardziej, że premier Morawiecki do dzisiaj nie opublikował ustawy, w której zostały określone zasady przyjmowania do pracy w służbie zdrowia osób spoza UE. To jest niepoważne traktowanie zarówno pacjentów, jak i środowisk zawodów medycznych – podkreślał poseł Koalicji Obywatelskiej.

Nie jest tajemnicą, że dyrektorzy szpitali od wielu miesięcy – nawet od lat! – domagają się od rządu uproszczenia procedury zatrudniania, zwłaszcza lekarzy i pielęgniarek, zza wschodniej granicy. Ale do poselsko-rządowego projektu wątpliwości zgłosił nawet prof. Jarosław Fedorowski, prezes Polskiej Federacji Szpitali. W jego opinii kwestie związane z zatrudnianiem pracowników medycznych spoza UE zostały w projekcie opisane wadliwie. – Zapisy w proponowanej ustawie stanowią wielkie obciążenie, które muszą na siebie wziąć dyrektorzy szpitali, chociażby w kwestii organizacji nadzoru nad osobami, które będą słabo znały język polski i będą musiały pracować pod nadzorem – mówił prof. Fedorowski, zwracając uwagę także na możliwość całkowitego odejścia od warunków zalegalizowania dyplomu obcokrajowca przez samorząd zawodowy, które będzie leżało w kompetencji ministra zdrowia.

Reprezentujący Naczelną Izbę Lekarską Michał Bulsa alarmował, że proponowane zapisy ustawy nie są bezpieczne dla polskiego pacjenta. – Idziemy w ilość, a nie w jakość. Przepisy regulujące dopuszczenie lekarza będzie określał minister zdrowia. Nie wiemy, jakie one będą. Nie będzie nawet brana pod uwagę opinia konsultanta krajowego czy wojewódzkiego, czy określona osoba po przeszkoleniu medycznym będzie mogła przeprowadzać świadczenia medyczne. Zadecyduje o tym dowolność urzędnicza i uważam to za totalnie nieodpowiedzialne i niemożliwe do zaakceptowania – mówił.

W identycznym tonie próbowała posłów przekonać Zofia Małas, prezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych. – Jest ogromna różnica w kształceniu pielęgniarek w krajach zza wschodniej granicy i w Polsce, a organizacja niejednokrotnie składała zawiadomienia do prokuratury o podrobionych dyplomach ze Wschodu – mówiła.

Suchej nitki na pomyśle otwarcia rynku pracy dla medyków spoza UE – w zakładanej w projekcie formule – nie zostawił prof. Maksymowicz. – Pierwszy raz mamy kuriozalną propozycję zrównania kwalifikacji pielęgniarek z UE z pielęgniarkami spoza Unii. Nie ma żadnego porównania między dyplomem pracowników zza wschodniej granicy, a dyplomem pracowników z UE. To jest powrót do poziomu sowieckiego – stwierdził prof. Maksymowicz.

Po burzliwej dyskusji posłowie wykreślili z projektu ustawy przepisy, umożliwiające dalsze ułatwienia w zatrudnianiu lekarzy spoza UE (dalsze, bo duże ułatwienia są już zawarte w nieopublikowanej ciągle ustawie covidowej z 28 października).

Jednak ten połowiczny sukces nie przetrwał nawet doby. W trakcie drugiego czytania Barbara Dziuk (PiS) zapowiedziała złożenie pakietu poprawek, a gdy projekt wrócił po dyskusji plenarnej do Komisji Zdrowia, okazało się, że wśród nich jest również przywrócenie wykreślonego w pierwszym czytaniu przepisu dotyczącego „importowania” lekarzy. Również takich, którzy nie znają języka polskiego (nie będzie od nich wymagane nawet złożenie oświadczenia o znajomości języka, co jest zapisane w ustawie covidowej z końca października). – Liczę na rozsądek dyrektorów szpitali, że takich pracowników zatrudniać nie będą – mówił przewodniczący Komisji Zdrowia Tomasz Latos, który zrobił wszystko, by podczas prac zablokować krytyczne wobec poprawki PiS głosy (m.in. prof. Maksymowiczowi pozwolił na wypowiedź po zakończonym głosowaniu).

Finalnie Sejm uchwalił ustawę większością 232 głosów (niemal wszyscy posłowie PiS, pojedyncze głosy posłów Lewicy, Konfederacji i PSL) przeciw 216. Przeciw ustawie zagłosowali posłowie Porozumienia: Wojciech Maksymowicz, Andrzej Sośnierz i Michał Wypij. Co zrobi Senat? Bardzo prawdopodobna jest uchwała Senatu o odrzuceniu projektu w całości, ale – z przyczyn taktycznych – być może izba wyższa ograniczy się do daleko idących poprawek, w tym dotyczących przepisów o zatrudnianiu pracowników medycznych. To pozwoliłoby opozycji w Sejmie zmobilizować się do poparcia stanowiska Senatu – w głosowaniu pojedynczy posłowie spoza PiS poparli przepisy o „importowaniu” lekarzy (być może przez pomyłkę). Przy pełnej mobilizacji opozycji i wątłym, ale jednak, sprzeciwie posłów Porozumienia Sejm musiałby przyjąć stanowisko Senatu w tej sprawie.

Małgorzata Solecka 

Fot. sejm.gov.pl

Możliwość komentowania została wyłączona.