Samorząd lekarski przypomniał w kwietniu 2024 roku, że minister sprawiedliwości obiecał przedstawienie projektu zmian w Kodeksie karnym i wprowadzenie do niego przepisów o klauzuli wyższego dobra, na podstawie której profesjonaliści medyczni, uczestniczący w ratowaniu zdrowia i życia pacjenta nie musieliby się obawiać konsekwencji karnych w przypadku wystąpienia zdarzenia medycznego. Czy Adam Bodnar dotrzyma obietnicy, i to jeszcze w terminie?

Podczas kwietniowego spotkania z mediami w Naczelnej Izbie Lekarskiej przypomniano, że szef resortu sprawiedliwości zapowiedział przedstawienie projektu dotyczącego klauzuli wyższego dobra już w maju. - Liczymy, że minister słowa dotrzyma - mówił Łukasz Jankowski, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.

Lekarze tłumaczyli, dlaczego tak ważne jest, by zmiany w prawie nastąpiły - i by nastąpiły szybko. Obecny stan prawny skutkuje m.in. tym, że młodzi lekarze nie chcą wybierać specjalizacji, w których ryzyko wystąpienia tzw. błędu medycznego (który niekoniecznie musi być i najczęściej wcale nie jest błędem popełnionym przez jedną osobę, bo miażdżąca większość wynika z nałożenia się szeregu czynników o podłożu systemowym). Małym zainteresowaniem, co potwierdzają wyniku naboru na specjalizacje, cieszy się np. chirurgia. Innym zjawiskiem jest migracja specjalistów ze szpitali do opieki ambulatoryjnej - zarówno publicznej jak i prywatnej, gdzie ryzyko sytuacji, w której pacjent doznaje uszczerbku na zdrowiu, jest o wiele mniejsze niż w szpitalu, a więc prawdopodobieństwo „spotkania” z prokuratorem - również niższe.

Klauzula wyższego dobra jest kwestią, lekarze mają nadzieję, że bliskiej, przyszłości, ale zmiany w podejściu do zawodu lekarza są widoczne. Nie tylko sam fakt uznania, że taka klauzula, oznaczająca wprowadzenie postulowanego przez lata systemu no fault, jest potrzebna, ale decyzje, które już są podejmowane w prokuraturach. Prokuratura Krajowa, jak poinformowały pod koniec kwietnia media, analizuje zasadność utrzymywania specjalnych komórek, zajmujących się błędami lekarskimi, które w 2016 roku powołał ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. To efekt interwencji, jaką na początku swojego urzędowania podjęła minister zdrowia Izabela Leszczyna, zwracając się do ministra Adama Bodnara z wnioskiem o rozważenie możliwości likwidacji tych komórek organizacyjnych, „z uwagi na panującą w środowisku lekarskim  powszechną opinię, że utworzenie i funkcjonowanie tych działów stanowi formę zastraszania lekarzy i personelu medycznego, a wręcz stygmatyzację tej grupy zawodowej”.

Powstanie, dokładnie osiem lat temu (rozporządzenie z 15 kwietnia 2016 roku) „samodzielnych działów do spraw błędów medycznych”, wiązano z osobistą niechęcią szefa resortu do środowiska lekarskiego (wieloletnia batalia, skierowana nie tylko przeciw lekarzom, ale również pracownikom wymiaru sprawiedliwości, dotycząca śmierci ojca ministra, która miała być skutkiem błędów i zaniedbań ze strony lekarzy). Oficjalnie decyzję o powołaniu takich komórek tłumaczono poziomem komplikacji i złożoności spraw. W prokuraturach regionalnych tworzono działy zajmujące się prowadzeniem i nadzorowaniem spraw dotyczących błędów medycznych, których skutkiem jest śmierć pacjenta. Na poziomie prokuratur okręgowych tworzono działy do prowadzenia i nadzorowania wspomnianych spraw, których skutkiem jest ciężkie uszkodzenie ciała człowieka.

Równocześnie Zbigniew Ziobro, na poziomie politycznym, blokował próby wprowadzenia choćby częściowych rozwiązań no fault. Rezultatem tego jest ułomna ustawa o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta i dalekie od doskonałości wprowadzenie - w ustawie o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta - Funduszu Kompensacyjnego Zdarzeń Medycznych, który (w przeciwieństwie do Funduszu Kompensacyjnego Szczepień Ochronnych, funkcjonującym również przy RPP) ma już półroczne opóźnienie, bo ciągle brakuje rozporządzenia koniecznego do wypłaty świadczeń, ale część ekspertów uważa, że nawet rozporządzenie niewiele zmieni, bo stawki, jakie może przyznać Fundusz, są zbyt niskie.

 Małgorzata Solecka