Miała być uchwalona latem, potem do końca kadencji Sejmu. Projekt ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty ciągle jeszcze jest na etapie procedowania wewnątrz rządu. W ostatnich dniach października zaplanowano komisję prawniczą. Czy propozycje Ministerstwa Zdrowia znajdą uznanie w oczach prawników innych resortów?

Pytań jest ciągle więcej niż odpowiedzi. Zwłaszcza, że w trakcie konsultacji publicznych zgłoszono – podobno – blisko tysiąc uwag. Podobno, bo Ministerstwo Zdrowia do końca października ani nie opublikowało uwag, ani nawet dokumentu podsumowującego etap konsultacji publicznych, w którym (jak zdarzało się to wcześniej), omówiłoby choćby najczęściej powtarzające się i najważniejsze uwagi i poprawki (i się do nich ustosunkowało). Nie zorganizowano również konferencji uzgodnieniowej, wieńczącej konsultacje publiczne. 21 października na stronach rządowych opublikowano natomiast projekt ustawy (z uzasadnieniem, oceną skutków regulacji i pakietem projektów rozporządzeń) i poinformowano, że pod koniec października odbędzie się konferencja prawnicza (z udziałem prawników delegowanych przez ministerstwa, strona społeczna, w tym autorzy projektu, wypracowanego w 2018 roku w zespole, powołanym przez ministra zdrowia, nie otrzymała zaproszenia).

Projekt, jak podkreśla dr Jarosław Biliński, przewodniczący ministerialnego zespołu, spełnia tylko niewielką cząstkę postulatów środowiska lekarskiego, zaś jego lwia część zawiera przepisy, których głównym celem jest otwarcie możliwości pracy w polskiej ochronie zdrowia dla lekarzy spoza Unii Europejskiej, czyli – zza wschodniej granicy Polski. Projekt przewiduje bowiem możliwość pracy (na odpowiedzialność dyrektora szpitala) bez nostryfikacji dyplomu i specjalny egzamin uprawniający do posługiwania się tytułem lekarza. Te rozwiązania pozwolą ominąć (czasowo, bo przez pięć lat) procedurę nostryfikacyjną. Lekarz, który nostryfikuje dyplom w Polsce, będzie mógł – na podstawie przepisów unijnych – podjąć prace w każdym innym kraju Unii Europejskiej. Bez nostryfikacji lekarz może pracować tylko w placówce, która go do pracy ściągnie (choć Polska i tak będzie wprowadzać to rozwiązanie z opóźnieniem, funkcjonuje ono już w Niemczech). Podczas XV Forum Rynku Zdrowia przedstawiciele pracodawców przekonywali, że jest już ostatni dzwonek, by otworzyć granice przed lekarzami z Ukrainy, Białorusi czy Kazachstanu, bo deficyt lekarzy odczuwają również inne kraje europejskie.

Już w wersji projektu z 31 maja, która podlegała konsultacjom publicznym, przepisy dotyczące zatrudniania obcokrajowców stanowiły jeden z kluczowych wątków, natomiast w wersji skierowanej do prac w komisji prawniczej stanowią, bez żadnej przesady, większą część projektu.

Co proponuje Ministerstwo Zdrowia? Prawo wykonywania zawodu na określony czas (maksymalnie pięć lat) i w konkretnym miejscu (w placówce, która zgłosi takie zapotrzebowanie i gotowość zatrudnienia) wydawać będzie właściwa okręgowa rada lekarska. W najnowszej wersji projektu pojawił się dodatkowo LEW – Lekarski Egzamin Weryfikacyjny (oraz LDEW dla dentystów). Ma on potwierdzać kwalifikacje zawodowe uprawniające do udzielania świadczeń zdrowotnych w Polsce – dla osób legitymujących się dyplomem spoza UE. Lekarz, który uzyskał prawo wykonywania zawodu po zdaniu LEW albo LDEW, nadal nie będzie miał takich możliwości, jakie daje nostryfikacja dyplomu (nie będzie mógł podjąć pracy lekarza w innym kraju UE).

Ministerstwo Zdrowia w uzasadnieniu projektu ustawy powołuje się na raport, przygotowany kilka miesięcy temu na zlecenie Polskiej Federacji Szpitali przez firmę Manpower. Wynika z niego – co nie jest żadnym zaskoczeniem – że szpitale dosłownie duszą braki kadrowe – zwłaszcza pielęgniarek i lekarzy. Z raportu wynika, że największe zapotrzebowanie zgłaszane jest na specjalistów z pediatrii i chorób wewnętrznych (po 23 proc.), anestezjologii i intensywnej terapii (21 proc.), chirurgii ogólnej(15 proc.), medycyny ratunkowej i neonatologii (po 13 proc.), urologii (11 proc.) oarz położnictwa i ginekologii (10 proc.). – W badaniu Manpower respondenci zostali również zapytani o otwartość na zatrudnienie personelu medycznego z Ukrainy. Dotyczyło to w tym wypadku kandydatów, którzy zdali egzamin państwowy z języka polskiego a ich dyplomy zostały nostryfikowane. Na tak odpowiedziało 79 proc. ankietowanych z czego 17 proc. odpowiedziało zdecydowane tak – czytamy w uzasadnieniu. Ministerstwo przyznaje jednocześnie, że dyrektorów szpitali nie pytano o zastosowanie „innych rozwiązań w tym zakresie”. Nie zadano – co warto przypomnieć – pytania, czy będą oni gotowi zatrudnić lekarza bez nostryfikowanego dyplomu, na własną odpowiedzialność. Część dyrektorów szpitali, pytana w kuluarach październikowych konferencji, odbywających się w Warszawie (Forum Rynku Zdrowia, Wizja Zdrowia) podkreślała, że w sytuacji, gdy błędy medyczne miałyby podlegać jeszcze większej penalizacji, a pacjenci mają coraz większe możliwości (są coraz bardziej zachęcani przez prawników) do wchodzenia na ścieżkę cywilnych pozwów, gotowość szefów szpitali do dodatkowego ryzyka nie będzie duża.

Jak wygląda, w tej chwili, zainteresowanie podejmowaniem pracy w Polsce przez obcokrajowców spoza UE? W 2017 r. łącznie do uczelni kształcących na kierunku lekarskim i lekarsko-dentystycznym wpłynęły 634 wnioski o nostryfikację dyplomu uzyskanego spoza UE, z czego tylko 150 dyplomów ostatecznie uznano. – Dlatego też, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom kierowników podmiotów leczniczych borykających się z brakiem kadry medycznej, a co za tym idzie z trudnościami zapewnienia ciągłości udzielania niektórych zakresów świadczeń zdrowotnych oraz szukając innych rozwiązań, wprowadzone zostają przepisy umożliwiające w trybie uproszczonym, ale też pod kontrolą samorządu zawodowego lekarzy i lekarzy dentystów, zatrudnianie w polskim systemie opieki zdrowotnej lekarzy specjalistów, którzy uzyskali kwalifikacje zawodowe poza Unią Europejską (UE) po spełnieniu określonych w ustawie wymogów – podkreśla resort zdrowia.

Czy mechanizmy, zawarte w projekcie, okażą się skuteczne i wystarczająco zachęcą lekarzy spoza UE (wśród nich są nie tylko obcokrajowcy, za wschodnią granicę na studia medyczne wyjeżdżają też Polacy, którzy nie dostali się na żadną uczelnię)? – Proponowane rozwiązania są wprowadzane po raz pierwszy do polskiego systemu opieki zdrowotnej, zatem skala oddziaływania nowo przewidzianych regulacji, tj. oszacowania liczby osób spoza obszaru UE, która mogłaby skorzystać z wprowadzanych ułatwień, trudna jest do oceny w sytuacji, gdy inne państwa unijne zachęcają jednocześnie tych samych lekarzy do podejmowania pracy w ich kraju gwarantując na wstępie dużo wyższe wynagrodzenie – przyznają autorzy projektu.

Dyrektorzy szpitali podkreślają, że lekarze z Ukrainy już pracują w polskich szpitalach, ale – w charakterze sanitariuszy i opiekunów medycznych, a więc na samym „dole” drabiny zawodów, w dodatku – bez większej możliwości awansu, ze względu na to, że proces nostryfikacji dyplomu jest w Polsce długi, drogi i skomplikowany. – Bardzo potrzebujemy kadry, szczególnie lekarzy gotowych już do pracy. Taka skrócona procedura na pewno jest więc potrzebna – mówił podczas jednej z konferencji Jarosław Fedorowski, prezes Polskiej Federacji Szpitali. Jego zdaniem, choć Polska nie może się równać np. z Niemcami, jeśli chodzi o warunki pracy, lekarzom z Ukrainy (to ten kraj jest wskazywany jako główny rezerwuar kadr, lekarze z Białorusi są mniej skłonni do emigracji) nauka języka polskiego na ogół nie sprawia trudności.

Inaczej na kwestie uproszczenia procedur patrzą przedstawiciele środowiska lekarskiego. – To tworzenie podwójnych standardów dotyczących wymogów – podkreśla dr Jarosław Biliński. Lekarze podkreślają, że co prawda Polacy też do niedawna masowo wyjeżdżali do pracy za granicę, ale obowiązywały ich normalne zasady dotyczące uznawania kwalifikacji, natomiast rząd proponuje uproszczoną ścieżkę – co może również spowodować zagrożenie dla jakości świadczeń, a w konsekwencji bezpieczeństwa pacjenta.

Małgorzata Solecka 

Możliwość komentowania została wyłączona.