Pandemia jeszcze się nie skończyła - ostrzegają eksperci. Jednak głos lekarzy ginie, nawet gdy najsmutniejsze dane, dotyczące liczby zgonów, potwierdzają, że również obecny sezon infekcyjny zbiera śmiertelne żniwo.

Przed pandemią w Polsce umierało średnio do 8 tysięcy osób tygodniowo. Ta liczba w pandemii radykalnie się zwiększyła, a w rekordowym pierwszym tygodniu listopada 2020 roku zmarło ponad 16,3 tysiąca Polaków - ponad dwa razy więcej niż w tym samym tygodniu 2019 roku (7,6 tys.). Nadmiarowe zgony (od marca 2020 roku do lata 2022 roku to ponad 236 tysięcy) nie były i nie są tylko polskim problemem, ale opublikowany w grudniu 2022 roku raport OECD i Komisji Europejskiej „Health at a Glance. Europe 2022” nie pozostawia złudzeń - Polska ma jeden z najwyższych wskaźników nadmiarowych zgonów.

Przyczyny to niski poziom zaszczepienia, stan zdrowia populacji właściwy dla krajów naszego regionu (czyli wyraźnie gorszy niż w krajach „starej” UE) i niechęć do przestrzegania zasad bezpieczeństwa pandemicznego, wynikająca z niskiego poziomu zaufania między społeczeństwem a instytucjami państwa. Za część zgonów nadmiarowych odpowiadają również potężne utrudnienia w dostępie do opieki zdrowotnej - choć w początkowym okresie pandemii również one były wspólnym doświadczeniem wielu krajów Europy i świata, jak pokazał raport, w Polsce te utrudnienia trwały wyraźnie dłużej.

To, co wydawało się przeszłością, wcale nią nie jest: w 2022 roku wydawało się, że problem nadumieralności mamy za sobą, zdarzały się tygodnie, w których wskaźnik zgonów nadmiarowych był wyraźnie ujemny (czyli umierało nas znacząco mniej, niż średnia za ostatnich pięć lat). Jednak sytuacja odwróciła się już w listopadzie, gdy uderzyła pierwsza wysoka fala zakażeń wirusami grypy, RSV i SARS-CoV-2. Według danych USC w listopadzie tygodniowe liczby zgonów zaczęły gwałtownie przyrastać, by na koniec grudnia osiągnąć wartość niemal 11 tysięcy zgonów - blisko 30 proc. więcej niż średnia z pięciu lat przed pandemią. Dane za styczeń nie są jeszcze pełne, ale już widać, że wzrost jest blisko 20-procentowy. W ciągu trzech miesięcy sezonu infekcyjnego liczba nadmiarowych zgonów sięgnęła niemal 9,5 tysiąca.

Lekarze nie mają wątpliwości: w dużej części za te nadmiarowe zgony odpowiada tzw. pandemiczny dług zdrowotny. Onkolodzy i kardiolodzy zgodnie twierdzą, że w ostatnim roku trafiali do nich pacjenci w takich stadiach zaawansowania chorób, jakich nie widzieli w całej swojej karierze zawodowej, a w każdym razie - w ostatnich dwóch dekadach. Na początku lutego 2023 roku Narodowy Instytut Onkologii planuje zresztą przedstawić kompleksowy raport na temat wpływu pandemii na sytuację w onkologii. Ale kolejną przyczyną wysokiej śmiertelności jest, jak się wydaje, niski poziom zaszczepienia społeczeństwa, zarówno przeciw COVID-19 jak i przeciw grypie. Szczepienia przeciw COVID-19 praktycznie zatrzymały się już wiosną 2021 roku, Polska ma jeden z najmniejszych w Europie odsetków osób zaszczepionych pierwszym, a przede wszystkim drugim boosterem. Choć można zakładać, że lwia część zaszczepionych ma odporność krzyżową, zarówno po szczepieniu jak i kontakcie z wirusem naturalnym, wiadomo, że 40 procent ma co najwyżej odporność naturalną, czyli - jak dowodzą badania - nie ma jej wcale, zwłaszcza dotyczy to seniorów). Prawdziwym problemem jest jednak „combo” - nakładanie się infekcji na zaniedbania zdrowotne: wiadomo, że osoby z chorobami przewlekłymi, zwłaszcza nieleczonymi, jeśli dojdzie do zakażenia, czy to wirusem grypy, SARS-CoV-2 czy jakimkolwiek innym, mają większe „szanse” na ciężki przebieg choroby, ze zgonem włącznie.

Tymczasem szczepienia przeciw grypie w Polsce praktycznie nie istnieją. Na początku stycznia wiceminister zdrowia Waldemar Kraska informował posłów, że zaszczepionych jest nieco ponad 730 tysięcy osób. Ministerstwo zapowiedziało ułatwienie dostępu do szczepień i rzeczywiście - pod koniec stycznia Sejm, uchwalając ustawę o badaniach klinicznych znowelizował Prawo farmaceutyczne, wprowadzając możliwość wystawiania recept farmaceutycznych na szczepionki przeciw grypie (ustawa będzie procedowana w Senacie dopiero w lutym, co sprawi, że wejdzie w życie praktycznie już po sezonie na szczepienia). W dodatku rząd nie zgodził się na to, by farmaceuci mogli wystawiać recepty refundowane: pacjent, który chciałby skorzystać z takiego „ułatwienia”, a któremu przysługuje np. 100 proc. refundacja (senior 75+, kobieta w ciąży), będzie musiał zapłacić 100 proc. ceny szczepionki, zamiast mieć ją za darmo.

Eksperci od lata 2022 roku przestrzegali przed konsekwencjami decyzji resortu zdrowia w sprawie szczepień grypowych, bo już wtedy było wiadomo, że ministerstwo wycofuje się z finansowania szczepionek dla wszystkich chętnych, ba - nie zakupi ich nawet dla pracowników ochrony zdrowia. Lekarze przestrzegali, że to, co udało się osiągnąć w poprzednim sezonie, czyli poziom zaszczepienia oscylujący wokół 9 proc., zostanie utracony i wrócimy do „haniebnych” 4-5 proc. szczepiących się przeciw grypie - mimo wypracowanych rozwiązań, które w teorii powinny sprzyjać coraz lepszemu poziomowi wyszczepialności. - Szczepienia dorosłych to coś, co dosłownie leży - mówiła podczas konferencji „Priorytety w ochronie zdrowia 2023”, jaka odbyła się 25 stycznia na Zamku Królewskim w Warszawie prof. Agnieszka Mastalerz-Migas, konsultant krajowa w dziedzinie medycyny rodzinnej. Ekspertka podkreśliła, że refundacja recepturowa okazała się zupełnym niewypałem, a kampanię szczepień przeciw grypie w obecnym sezonie uznała za klęskę. W trakcie dyskusji poświęconej szczepieniom wielu ekspertów zwracało uwagę, że bez radykalnej zmiany paradygmatu myślenia o rozwiązaniach ułatwiających szczepienia nie osiągniemy sukcesu. Szczepienia, dowodzili, powinny być dostępne dosłownie „na wyciągnięcie ręki”. Przytaczano badania, z których wynika, że nawet świadomi wagi szczepień pracownicy szpitali szczepili się znacząco częściej wtedy, gdy do ich stanowiska pracy podjeżdżał wózek ze szczepieniem, niż wtedy, gdy musieli się na to szczepienie udać do wyznaczonego gabinetu. Jeśli droga do szczepienia dla przeciętnego Kowalskiego jest choć trochę bardziej skomplikowana, z dużym prawdopodobieństwem można zakładać, że się on nie zaszczepi.

Tymczasem sezon infekcyjny jeszcze się nie kończy: ministerstwo zakłada, że kolejny szczyt zakażeń, prawdopodobnie niższy niż fala listopadowo-grudniowa, nadejdzie na przełomie lutego i marca 2023 roku. Nie widać jednak, po stronie resortu, żadnego pomysłu na zarządzanie kryzysem - na przykład w postaci rozwiązań, które rzeczywiście ułatwiłyby dostęp do szczepień przeciw grypie: lekarze rodzinni pod koniec stycznia po raz kolejny zaapelowali, by szczepionki mogły trafiać bezpośrednio do poradni POZ, co ułatwiłoby przekonywanie pacjentów, zwłaszcza z grup wysokiego ryzyka, do jak najszybszego zaszczepienia się (jak najszybszego, by zapewnić odporność na spodziewany wzrost zakażeń).

Nie tylko Polska ma problem z nadmiarowymi zgonami i, generalnie, z „postpandemicznym” rozluźnieniem. Z danych Eurostatu wynika, że w listopadzie 2022 roku odnotowano ok. 7 proc. nadwyżkę zgonów wobec średniej sprzed pandemii, ale w niektórych krajach - np. w Niemczech czy Grecji - ten odsetek był ponad dwukrotnie wyższy.

Szczepienia przeciw COVID-19 przestały być „modne” również w tych krajach, które były liderami szczepień schematem podstawowym: w Portugalii, w której dwie dawki przyjęło ponad 86 proc. populacji (w tym niemal wszystkie osoby powyżej 50 roku życia), „tylko” 30 proc. zdecydowało się na przyjęcie drugiego boostera. W porównaniu z Polską (niespełna 8 proc.) wynik znakomity, jednak bardzo odległy, również, od danych dla pierwszej dawki przypominającej (68 proc.). Wielu ekspertów zwraca uwagę, że odwrót od szczepień przeciw COVID-19 jest spowodowany rozczarowaniem, bo choć szczepionki radykalnie ograniczyły śmiertelność, nie zatrzymały pandemii, nie chronią przed zakażeniem a nawet - przed objawową chorobą.

Małgorzata Solecka 

Możliwość komentowania została wyłączona.