Podkomisja błyskawicznie skończyła pracę nad projektem ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty. Choć wydawało się, że posłowie będą pracować przez kilka tygodni, ostatecznie wystarczyły dwa kilkugodzinne posiedzenia, by przewodniczący Bolesław Piecha (PiS) mógł ogłosić wypełnienie misji.
Wszystko wskazuje, że projekt – po analizie sejmowych ekspertów – będzie gotowy do rozpatrzenia przez Komisję Zdrowia w takim terminie, który umożliwi Sejmowi przeprowadzenie drugiego czytania i przyjęcie ustawy na posiedzeniu pod koniec marca 2020 roku. Pośpiechu jednak nie ma – wiadomo, że ustawa nie wejdzie w życie 1 kwietnia, w tej chwili najbardziej prawdopodobny termin to 1 czerwca.
Wiadomo już jednak, że rząd – i większość parlamentarna – nie zamierzają wycofać się z wprowadzanych ustawą ułatwień w zatrudnianiu lekarzy spoza Unii Europejskiej i uznawaniu kwalifikacji specjalistów z tych krajów.
Z danych Naczelnej Izby Lekarskiej wynika, że prawo do wykonywania zawodu lekarza lub lekarza dentysty na terytorium Polski posiadało na koniec 2019 roku 1823 obcokrajowców. Najwięcej lekarzy i lekarzy dentystów cudzoziemców pochodzi z:
Ukrainy – 547 osób
Białorusi – 306 osób
Niemiec – 140 osób
Litwy – 66 osób
Rosji – 65 osób
Podczas drugiego posiedzenia podkomisji większość posłów zdecydowała o odrzuceniu propozycji samorządu lekarskiego, by wprowadzić obostrzenie co do podejmowania pracy przez lekarzy spoza UE. Przedstawiciele Naczelnej Izby Lekarskiej postulowali wprowadzenie poprawek, zmniejszających prawdopodobieństwo (groźbę), że prawo – nawet tymczasowe – wykonywania zawodu otrzyma osoba o niewystarczających kwalifikacjach. – Należy doprecyzować, że ubiegać się o prawo wykonywania zawodu może osoba, która posiada dyplom lekarza bądź lekarza dentysty uzyskany po ukończeniu co najmniej pięcioletnich studiów. Może się zdarzyć, że gdzieś na świecie są studia krótsze, a jest to warunek brzegowy – argumentował mecenas Wojciech Idaszak, radca prawny Naczelnej Izby Lekarskiej.
Według samorządu lekarskiego również określenie minimalnego czasu trwania specjalizacji (jako połowy czasu specjalizacji w Polsce) stanowiłoby pierwsze sito, eliminujące tych lekarzy, którzy nie są w stanie spełnić minimalnych standardów. Równocześnie przyjęcie takiego rozwiązania uwalniałoby na przykład okręgowe rady lekarskie, które mają przyznawać prawo wykonywania zawodu cudzoziemcom spoza UE, od konieczności porównywania istotnych elementów dwuletniego szkolenia specjalizacyjnego z takim, które w Polsce trwa sześć lat.
Samorząd lekarski chciał też wydłużenia trzydziestodniowego terminu na rozpoznanie sprawy do co najmniej trzech miesięcy. – Proponujemy, żeby wpisać w ustawie, że rozstrzygnięcie ORL powinno bazować na opinii specjalnej komisji powołanej wśród lekarzy o odpowiednich kwalifikacjach. To będzie zupełnie nowe zadanie. W tej chwili instytucjonalnie żadna izba nie jest gotowa, żeby oceniać, porównywać programy specjalizacji – mówił mecenas Idaszak. Przedstawiciele samorządu lekarskiego podkreślali, że w każdym przypadku będzie to proces indywidualny – programy specjalizacji różnią się w poszczególnych krajach, ale również w ramach tego samego kraju na przestrzeni kilku czy kilkunastu lat mogą się zmieniać diametralnie.
– Nie uważamy, że lekarze specjaliści w innych krajach z założenia są gorsi od lekarzy w krajach unijnych czy w Polsce. Chodzi tylko o to, że jeżeli konstruujemy przepis, który w jednym z punktów mówi, że ORL musi zbadać, czy w istotnych merytorycznych momentach to kształcenie specjalizacyjne odpowiadało polskim wymaganiom, to pojęcie lekarza specjalisty może oznaczać coś innego w warunkach państwa unijnego, a coś innego w warunkach państwa znajdującego się poza Unią Europejską – tłumaczył Andrzej Cisło, wiceprezes NRL.
Członkowie podkomisji nie przyjęli argumentacji samorządu lekarskiego, przychylając się do zdania rządu (reprezentowanego przez wiceminister Józefę Szczurek-Żelazko), że nowe przepisy na pewno nie doprowadzą do sytuacji, w której w polskich szpitalach z pacjentami będą pracować dwie kategorie lekarzy. Przeciwnie, zdaniem rządu, powierzenie okręgowym radom lekarskim obowiązku weryfikacji i uznawania kwalifikacji jest gwarancją, że lekarze spoza UE, którzy znajdą pracę w Polsce, będą mieć wystarczające kwalifikacje.
Po co więc zmiany? – Zmiana ta ma na celu stworzenie alternatywy dla egzaminu nostryfikacyjnego, który spotkał się z krytyką zdających w związku z wysokimi kosztami, brakiem jednolitych procedur, brakiem jednolitego podejścia metodologicznego w związku z organizowaniem go autonomicznie przez różne uczelnie – mówiła już w trakcie pierwszego czytania projektu ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty Józefa Szczurek-Żelazko.
Ministerstwo Zdrowia problemy z nostryfikacją dyplomów przez lekarzy spoza UE uznaje za jeden z podstawowych argumentów za koniecznością zmian, umieszczając informację na ten temat w uzasadnieniu do projektu ustawy: – „W 2017 r. łącznie do uczelni kształcących na kierunku lekarskim i lekarsko-dentystycznym wpłynęły 634 wnioski o nostryfikację dyplomu uzyskanego poza UE, z czego tylko 150 dyplomów ostatecznie uznano”. Na te same informacje można jednak spojrzeć z drugiej strony, co uczynił m.in. Związek Zawodowy Anestezjologów, stwierdzając, że blisko 77 proc. lekarzy starających się o nostryfikację dyplomu w Polsce jej ostatecznie nie uzyskało – co może być związane z niewystarczającym poziomem wiedzy i kompetencji kandydatów.
Jeśli przepisy wejdą w życie w kształcie, proponowanym przez rząd (i w tej chwili – również przez podkomisję Komisji Zdrowia) odpowiedzialność za dopuszczenie lekarzy spoza Unii Europejskiej do wykonywania zawodu będzie ponosić samorząd lekarski. To ORL będzie przyznawać PWZ na określony zakres czynności zawodowych, czas i miejsce zatrudnienia w placówce, która zadeklaruje gotowość zatrudnienia cudzoziemca. Na dodatkowe zadania związane z przyznawaniem PWZ dla lekarzy specjalistów posiadających dyplom wydany poza UE do każdej z OIL (także izby wojskowej) trafi ponad 60 tys. zł brutto rocznie (bez względu na wielkość izby a także – co jeszcze bardziej istotne – liczbę przyznawanych czy też rozpatrywanych spraw).
W trakcie prac podkomisja – oprócz poprawek o charakterze porządkującym – zdecydowała m.in. o przyznaniu lekarzowi oddelegowanemu na sześciomiesięczny staż do szpitala pierwszego lub drugiego stopnia podstawowego poziomu zabezpieczenia zdrowotnego dodatku w wysokości 16 proc. minimalnego wynagrodzenia za pracę (czyli ok. 400 zł). Posłowie zgodzili się też, by lekarz rezydent, który skorzysta z możliwości powstrzymania się od samodzielnych dyżurów na pierwszym roku specjalizacji, mógł odbywać dyżury samodzielne w innym podmiocie w zakresie innej posiadanej już przez siebie specjalizacji. Dotyczy to jednak stosunkowo niewielkiej liczby lekarzy, większość rezydentów zdobywa swoją pierwszą specjalizację i oni, zgodnie z propozycją rządową, mają mieć możliwość w takiej sytuacji dyżurować wyłącznie w NPL (co wzbudza wątpliwości nie tylko posłów opozycji, dlaczego placówki nocnej pomocy lekarskiej mają być traktowane w sposób szczególny, jako te, w których można zatrudniać „niepełnowartościowych” lekarzy).
Nie przeszły natomiast w podkomisji inne, ważne dla lekarzy, poprawki. Na przykład – zagwarantowanie wynagrodzenia lekarzy rezydentów na poziomie minimum 200 proc. przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw, zapewnienie kierownikowi specjalizacji wynagrodzenia w wysokości 1000 zł brutto za każdego lekarza odbywającego pod jego kierunkiem szkolenie specjalizacyjne (pozostaje dodatek 1000 zł brutto, jeśli kierownik ma dwóch lub więcej specjalizantów, za jednego otrzyma 500 zł brutto), wydłużenie urlopu szkoleniowego przed PES do 25 dni.
Tematy te z pewnością powrócą podczas obrad Komisji Zdrowia, bo to na forum całej komisji musi być przyjęte sprawozdanie z wersją projektu, która trafi pod obrady Sejmu do drugiego czytania. Jest więc więcej niż prawdopodobne, że poprawki samorządu lekarskiego i w Komisji Zdrowia i na posiedzeniu plenarnym (jeśli któryś z klubów opozycji zdecyduje się je „przejąć”) w debacie parlamentarnej się pojawią. Podobnie jak później – w Senacie.
Małgorzata Solecka