Projekt obywatelski, pod którym ruch antyszczepionkowy zebrał 120 tysięcy podpisów, nie został przez Sejm odrzucony – mają się nim zająć sejmowe komisje zdrowia oraz polityki społecznej. Nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle prace ruszą (w komisjach sejmowych projekt może tkwić nawet do końca kadencji), ale to nie znaczy, że nic się nie stało. 3 października 2018 roku już przeszedł do historii.

Sejm był areną wielu nieracjonalnych wypowiedzi i nieracjonalnych decyzji, ale debata na temat zniesienia obowiązku szczepień ochronnych u dzieci – bo taki jest podstawowy sens projektu obywatelskiego – ma gwarantowane miejsce na podium, nie tylko w tej kadencji.

Rząd, co warto podkreślać, zajął wobec projektu ustawy stanowisko negatywne. Prezentował je dziennikarzom kilka godzin przed dyskusją w Sejmie minister zdrowia, w imieniu rządu przed posłami stanął Główny Inspektor Sanitarny, który stwierdził, że jego życiową misją jest i będzie zatrzymanie „tego”. Tego – czyli antyszczepionkowego szaleństwa.

Równocześnie klub parlamentarny PiS nie tylko ustami swojego przedstawiciela, lekarza (!) Krzysztofa Ostrowskiego, ale i innych posłów, w tym pielęgniarki (!) Bernadetty Krynickiej nie tylko bronił samej decyzji o skierowaniu projektu do dalszych prac (w imię wyborczego zobowiązania PiS do nieodrzucania projektów poselskich), ale posługiwał się argumentami antyszczepionkowców.

Przykłady?

Krzysztof Ostrowski, podkreślając że projekt jest „wyrazem lęku, obaw o bezpieczeństwo szczepień ochronnych”, przywoływał przykład Francji i zrealizowanego tam badania dotyczącego zaufania do szczepień. „Okazało się, że 41 proc. respondentów uważa, że szczepionki nie są bezpieczne, i to w sytuacji intensywnej w tym kraju propagandy proszczepiennej”. Nie edukacji. Propagandy.

Dalej było tylko „lepiej”. „Osobiście się cieszę, bo jest to doskonała okazja do dyskusji na temat racjonalnego, panie ministrze, programu szczepień w Polsce i dostosowania go do bezpieczniejszych norm europejskich. (…) w Polsce niemowlęta, dzieci przez pierwsze 18. miesięcy otrzymują 16 obowiązkowych szczepień przeciwko 10 chorobom. Wśród obowiązkowych szczepień mamy dwa, tj. BCG oraz przeciw WZW typu B, podawane w pierwszej dobie życia, nierzadko 2 godziny po urodzeniu. W Polsce nadal dopuszczalne jest stosowanie szczepionek zawierających preparaty rtęci. Mówię tu o tiomersalu, organicznym związku zawierającym rtęć. Wtedy bariera krew – mózg noworodka nie jest jeszcze wykształcona. Rtęć odkłada się w mózgu, powodując nieodwracalne zmiany. W Polsce nadal stosowany jest preparat Euvax przeciw WZW typu B w pierwszej dobie. Myślę, że część z państwa wie, że jednorazowa dawka preparatu Euvax zawiera 25 µg rtęci, tj. 83 razy więcej od dawki uważanej za bezpieczną dla dorosłego.”  Dwa dni później (niezwykle zasadne jest pytanie: dlaczego tak późno? Dlaczego nie natychmiast, jeszcze w trakcie sejmowej debaty) informacje (a raczej dezinformacje) na temat Euvaxu posła Krzysztofa Ostrowskiego (lekarza chorób wewnętrznych) prostował Urząd Rejestracji Leków i Produktów Leczniczych.

Ale to nie koniec. W trakcie debaty poseł jeszcze raz zabrał głos, polemizując ze zwolennikami odrzucenia projektu w pierwszym czytaniu. „Dwa razy powołaliście się na przykład odry, mówiąc, że to bardzo groźna choroba. Przecież to była, co pamiętają starzy pediatrzy, najłagodniejsza choroba zakaźna. Nie wiem, czy pan minister wie, że liczba osób, które umarły w Stanach Zjednoczonych z powodu odry, jest wielokrotnie mniejsza niż osób, które umarły z powodu odczynów poszczepiennych osób szczepionych przeciw odrze.”

Z kolei posłanka Krynicka, atakując Bartosza Arłukowicza, który w imieniu PO złożył wniosek o odrzucenie projektu, stwierdziła: „Nie chce pan rozmawiać na temat szczepień? Czego pan się boi? Że koncerny farmaceutyczne stracą z tego powodu? Wmawia pan społeczeństwu, że chcemy znieść obowiązek szczepień? Mówi pan bzdury. Mamy w Polsce demokrację i chcemy rozmawiać na kontrowersyjne tematy.

Streszczanie całej debaty nie ma większego sensu. Przeplatały się w niej głosy rozsądku z głosami pełnymi hipokryzji (jesteśmy za utrzymaniem obowiązku szczepień, ale warto rozmawiać), i jawnymi atakami nie tylko na obowiązek szczepień, ale i na same szczepienia, które – gdyby głosy posłów potraktować poważnie – mogą się jawić jako broń biologiczna wymierzona w dobrostan najmłodszych.

Debata jednak, i to może być jej jedyny pozytywny skutek, wstrząsnęła środowiskami profesjonalistów medycznych. Reakcja samorządu lekarskiego, zarówno na szczeblu krajowym jak i w okręgowych izbach lekarskich, daje nadzieję na przyszłość. Nie chodzi tylko o apele, z którymi wystąpiło Prezydium NRL i osobiście Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej do posłów-lekarzy (apele, zignorowane przez wpływowych posłów Prawa i Sprawiedliwości, m.in. Tomasza Latosa czy Andrzeja Sośnierza), nawet nie zapowiedzi działań wobec lekarzy, którzy wbrew aktualnej wiedzy medycznej podważają bezpieczeństwo i skuteczność szczepień ochronnych. Ogromną wartość ma „pospolite ruszenie” w obronie szczepień ochronnych, w tym decyzja jaka zapadła w połowie października podczas konwentu prezesów okręgowych izb lekarskich dotycząca poparcia innego obywatelskiego projektu w sprawie szczepień, zakładającego przyjmowanie do placówek opiekuńczo-wychowawczych wyłącznie dzieci zaszczepionych (i tych, które szczepione być nie mogą z powodów medycznych). Z tym postulatem, co warto podkreślać, samorząd lekarski występował już w poprzedniej kadencji.

Nie ma wątpliwości, że to właśnie mobilizacja środowiska, jeśli otrzyma ono wsparcie instytucjonalne – choćby ze strony inspekcji sanitarnej – może pomóc odwrócić wynik „meczu”, którego stawką jest bezpieczeństwo epidemiologiczne społeczeństwa. 

Małgorzata Solecka 

Możliwość komentowania została wyłączona.