Ustawa o wynagrodzeniach minimalnych, która – w obecnej formie – obowiązuje do końca 2020 roku, zostanie, jak chwalił się w Sejmie minister zdrowia Adam Niedzielski „przedłużona w nieskończoność”. I to zdaniem ministra, niezrażonego krytyką płynącą m.in. ze środowiska lekarskiego i dużej części pielęgniarek, jest „pierwszy sukces”. Drugim ma być nakreślenie mapy drogowej wzrostu płac w przyszłości.

Minister Adam Niedzielski przedstawiał informację o sytuacji w ochronie zdrowia w czasie pandemii podczas kwietniowego posiedzenia Sejmu. Posłowie pytali ministra, między innymi, o kwestię dodatków covidowych – przede wszystkim nierówności, polegającej na tym, że dodatki przysługują wyłącznie przedstawicielom zawodów medycznych pracujących bezpośrednio z pacjentami covidowymi, zaś osoby wykonujące zawody niemedyczne – na przykład sanitariusze czy salowe – mimo że pracują w takim samym narażeniu, dodatków nie otrzymują. Minister przeciął spekulacje – dodatki będą wypłacane tylko medykom, i – co ważniejsze – wkrótce przestaną obowiązywać. Można się spodziewać, że stanie się to wraz z wygaszeniem trzeciej fali.

Niejako w zamian – w każdym razie tak sprawę przedstawiał Adam Niedzielski – Ministerstwo Zdrowia finalizuje prace nad projektem nowelizacji ustawy o minimalnych wynagrodzeniach pracowników medycznych. – Dysproporcja dochodowa musi zostać zniwelowana. Dodatek jest przejściowym wyjściem i wiążemy go z covidem. Postanowiliśmy więc usiąść do negocjacji z wszystkimi, prowadzimy dialog zarówno z pracodawcami, jak i pracownikami. Te rozmowy rozpoczęliśmy na początku lutego i postawiliśmy sobie ambitny cel: narysowanie sobie, jak w najbliższych latach będzie wyglądał wzrost wynagrodzeń dla medyków – mówił w Sejmie Niedzielski. – Pierwszy sukces tych negocjacji polegał na tym, że ustawa, która miała obowiązywać do 2020 r., została przedłużona w nieskończoność, bowiem wskaźniki są oparte na średnim wynagrodzeniu. A więc gdy te rosną, rosną najniższe wynagrodzenia w danej grupie. Stworzyliśmy mechanizm podwyższania wynagrodzenia. Te działania były preludium do tego, co robimy w negocjacjach – tłumaczył.

Minister precyzował, że „pewne rzeczy” zostały ustalone dla 2021 roku i pod tymi ustaleniami podpisali się partnerzy społeczni (reprezentowani w Radzie Dialogu Społecznego, gdzie organizacje lekarskie nie mają swojej reprezentacji). – Realizacja polega na przygotowaniu projektu nowelizacji. Ona zdefiniuje na nowo wskaźniki ekonomiczne. Będą one wyższe dla zawodów medycznych – zapowiedział minister, szacując że wynagrodzenia wzrosną „średnio o około tysiąc złotych”. – Nie na bazie dodatku, a na bazie ustawowego, systemowego rozwiązania zaproponujemy formułę, która poprawi sytuację tych zawodów.

Części – na pewno. Jednak podwyżka dla lekarzy, zwłaszcza specjalistów, będzie praktycznie niezauważalna, wynosząc przysłowiowe już „dziewiętnaście złotych brutto”, oprotestowywane od tygodni przez samorząd lekarski. Minister zdrowia zapewnia jednak, że po „pierwszym sukcesie” przyjdzie kolejny: z partnerami społecznymi cały czas uzgadnia dalszy „wzrost ścieżki wynagrodzeń na najbliższe co najmniej trzy lata”. Co do zasady, ten wzrost ma konsumować połowę dodatkowych środków, jakie będą spływały do systemu ochrony zdrowia. Problem polega na tym, że – przynajmniej w tym momencie – jest to klasyczne dzielenie skóry na niedźwiedziu nie tylko nieupolowanym, ale nawet takim, który się jeszcze nie urodził. Bo wzrost nakładów na ochronę zdrowia ma zostać wpisany do Nowego Ładu (być może zostanie ogłoszony w pierwszej połowie maja), ale jakie będą mechanizmy owego wzrostu, na razie nie wiadomo.

Małgorzata Solecka  

Możliwość komentowania została wyłączona.