Fot. Marta Jakubiak/gazetalekarska.pl

2 października 2017 r. rozpoczął się protest lekarzy rezydentów, który jest wynikiem niepowodzenia wcześniejszych działań lekarzy, zmierzających do poprawy jakości ochrony zdrowia w Polsce. Termin rozpoczęcia tego protestu zbiega się w czasie z wejściem w życie reformy wprowadzającej tzw. sieć szpitali, jego forma – głodówka – wskazuje, że rezydenci są bardzo zdeterminowani, sfrustrowani obecnym status quo i doprowadzeni do ostateczności.

Sześć lat, 13-miesięcy, LEK, specjalizacja, rezydentura

Droga do zawodu lekarza jest długa i trudna: pierwszym krokiem jest ukończenie 6-letnich studiów, które wieńczy nadanie absolwentowi tytułu lekarza. Brzmi dumnie, jednak nie uprawnia do wykonywania zawodu. Kolejnym krokiem jest ukończenie 13-miesięcznego stażu podyplomowego, podczas którego absolwent kierunku medycznego otrzymuje ograniczone prawo wykonywania zawodu. W tym czasie musi zdać Lekarski Egzamin Końcowy (LEK), który jest przepustką do uzyskania pełnego prawa wykonywania zawodu. Za swoją pracę w szpitalu stażysta otrzymuje wynagrodzenie 1425 zł netto.
Po zdaniu LEK-u lekarz uzyskuje pełne prawo wykonywania zawodu. Jednak bez specjalizacji możliwość praktykowania medycyny jest znacząco ogranicza, stąd też naturalną konsekwencją jest zdobycie specjalizacji. Podstawowa forma uzyskania specjalizacji to rezydentura, która jest umową o pracę w pełnym wymiarze czasu, zawartą w celu doskonalenia zawodowego, obejmującego realizację programu specjalizacji. Rezydentura, w zależności od specjalizacji, trwa od 4 do 6 lat. Podczas jej trwania lekarz rezydent otrzymuje wynagrodzenie z budżetu państwa, wynoszące 3170 zł brutto, zaś po dwóch latach wynagrodzenie to wzrasta do kwoty 3458 zł brutto. W nieco lepszej sytuacji są ci lekarze, którzy otrzymali miejsce specjalizacyjne w jednej z dziedzin uznanych przez Ministerstwo Zdrowia za priorytetowe (wśród tego typu specjalizacji aktualnie znajdują się m.in. pediatria, onkologia kliniczna, anestezjologia, medycyna rodzinna). Ich wynagrodzenie wynosi 3602 zł brutto i wzrasta do 3890 zł brutto po dwóch latach specjalizacji. Istnieje również możliwość uzyskania specjalizacji w tzw. trybie pozarezydenckim, czyli w ramach etatu (zatrudnienie w szpitalu, który dysponuje miejscem szkoleniowym) oraz w ramach wolontariatu.

Lekarz rezydent posiada pełne prawo wykonywania zawodu lekarza, ale zakres jego rzeczywistych praw i obowiązków w znacznym stopniu definiowany jest przez celowość umowy o rezydenturę. Tym samym podmiot, który prowadzi szkolenie może wymagać od rezydenta wykonywania tylko tych obowiązków, które zostały wskazane w programie danej specjalizacji. Tyle w teorii, a co w praktyce? W praktyce jest tak, że lekarz rezydent w zasadzie musi podejmować samodzielnie decyzje, które są na poziomie wiedzy i doświadczenia lekarza ze specjalizacją. Tym samym rezydent ponosi odpowiedzialności za podejmowane przez siebie decyzje, pomimo tego iż co do zasady pracuje pod nadzorem lekarza specjalisty.

Protest rezydentów. Dlaczego i o co?

Protest został zorganizowany przez Porozumienie Rezydentów OZZL i zyskał pełne poparcie Porozumienia Zawodów Medycznych, czyli największej reprezentacji pracowników ochrony zdrowia w Polsce, która skupiająca łącznie 12 ogólnopolskich związków zawodowych oraz inne podobne organizacje. Ma on formę protestu głodowego, bo wcześniejsze, łagodniejsze próby wpływania na kształt i jakość systemu ochrony zdrowia w Polsce, nie spotkały się z zainteresowaniem rządzących. W tym zakresie składano bowiem liczne petycje, listy, przedstawiano stanowiska, a nawet złożono obywatelski projekt ustawy w sprawie warunków zatrudnienia w ochronie zdrowia. Pod tym projektem podpisało się prawie 240  tys. osób (zgodnie z obowiązującym ustawodawstwem do zgłoszenia obywatelskiego projektu ustawy wystarczy 100 tys. podpisów).
Z powodu braku zainteresowania ze strony ekipy rządzącej, lekarze rezydencji podjęli decyzję o proteście głodowym, który rozpoczął się 2 października 2017 r. w Samodzielnym Publicznym Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Warszawie przy ul. Żwirki i Wigury 63A. Tego dnia młodych lekarzy rozpoczynających głodówkę wsparli również koledzy rezydenci z innych placówek w całej Polsce, przystępując do akcji „Niech poleje się krew”, polegającej na honorowym oddawaniu krwi przez rezydentów oraz innych przedstawicieli zawodów medycznych, chcących wyrazić swoją solidarność z protestującymi.
Postulaty jakie zgłaszają rezydenci odnoszą się w zasadzie do całokształtu systemu ochrony zdrowia w Polsce. W treści przedstawionej 2 października 2017 r. przez protestujących informacji prasowej czytamy: „domagamy się ogłoszenia i formalnego zagwarantowania społeczeństwu kompleksowej reformy ochrony zdrowia uwzględniającej:
1. zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia do poziomu Europejskiego nie niższego niż 6,8% PKB w przeciągu trzech lat oraz do 9% w ciągu 10 lat
2. likwidację kolejek
3. rozwiązanie problemu dramatycznego braku personelu medycznego
4. likwidację biurokracji w ochronie zdrowia
5. poprawę warunków pracy i płacy w ochronie zdrowia”.

Dwie średnie krajowe za zdrowie i życie pacjentów

W mediach najwięcej uwagi poświęca się kwestii, która od wielu lat budzi społeczne zainteresowanie i nierzadko oburzenie. Mowa o wynagrodzeniu lekarzy, a w tym wypadku wynagrodzeniu lekarzy rezydentów, którzy chcą zarabiać przynajmniej dwie średnie krajowe. Czy to dużo? Jeżeli weźmie się pod uwagę wyłącznie aspekt finansowy, to można powiedzieć że dużo. Jednak, gdy uwzględni się, jak długą drogę trzeba przejść, aby dostać się na rezydenturę, a przede wszystkim fakt, że ci młodzi lekarze nierzadko mają w swoich rękach życie pacjentów – wydaje się mało.
Postulat związany z zarobkami lekarzy rezydentów ma jednak drugie dno, znacznie głębsze, pokazujące całość problemów, z jakimi boryka się polska służba zdrowia. Chodzi w nim przede wszystkim o komfort i bezpieczeństwo lekarzy i pacjentów. Młodzi lekarze jasno deklarują, że obecnie nakłady na służbę zdrowia w Polsce są niewystarczające i nie gwarantują należytej opieki i bezpieczeństwa chorych. Brak środków finansowych pociąga za sobą również brak wystarczającej liczby lekarzy i personelu medycznego, długi czas oczekiwania do specjalisty, a to wszystko obciążone jeszcze nadmierną biurokracją. Młodzi lekarze jednoznacznie wskazują, że chcą leczyć w Polsce, ale muszą mieć odpowiednie warunki. Bycie młodym lekarzem może być doświadczeniem życiowym, kształtującym postawę na resztę zawodowej kariery. Okres ten nie powinien kojarzyć się tylko z bieganiem od pracy do pracy, kozetką na nocnym dyżurze i próbą spięcia domowego budżetu, w którym wyłom robią różnego rodzaju kursy, szkolenia oraz konieczność kupna drogich podręczników. Tak więc fakt, że chcą zarabiać więcej nie jest spowodowany pobudkami egoistycznymi, lecz desperackim wołaniem o pomoc. Póki co kolejne rozmowy z ministrem zdrowia Konstantym Radziwiłłem nie przynoszą żadnych rezultatów. Niemniej młodzi lekarze zapowiadają, że nie ugną się i będą walczyć do skutku.

Protest z perspektywy Trójmiasta

Protest rezydentów popierają również młodzi lekarze z Trójmiasta. Sami przecież na co dzień borykają się z podobnymi problemami. Zdaniem Arkadiusza Szycmana, lekarza rezydenta i zarazem zastępcy sekretarza Okręgowej Rady Lekarskiej w Gdańsku sytuacja lekarzy rezydentów jest w pewien sposób odbiciem kondycji całego systemu ochrony zdrowia. Wciąż niedofinansowani, przemęczeni i niezauważani przez kolejne ekipy rządzące.

-Sądzę, że czas najwyższy aby skończyć z takim stanem rzeczy. Nie jesteśmy już biednym państwem na peryferiach Europy – mówi doktor Szycman. – Aspirujemy do tego, aby być jednym z poważniejszych krajów na arenie międzynarodowej. Dlaczego w takim razie mamy wstydzić się za nasz system ochrony zdrowia, który wg międzynarodowych statystyk jest jednym z najgorszych w Europie, a może i na świecie? Jeżeli chcemy być motorem innowacji i rozwoju w Europie XXI wieku, to nie możemy funkcjonować z systemem ochrony zdrowia z połowy wieku XX. 

Odnośnie samego protestu i zgłaszanych przez rezydentów postulatów Arkadiusz Szycman ma jednoznaczne stanowisko: Popieram postulaty podnoszone przez lekarzy rezydentów uczestniczących w strajku głodowym. Są one ze wszech miar słuszne i tutaj nie ma nad czym dyskutować. Natomiast, czy zostaną one zrealizowane? Mam niestety duże obawy. Trzeba mieć jednak świadomość, że jeżeli nakłady na ochronę zdrowia zostaną podniesione do postulowanych 6,8% PKB w ciągu 3 lat, to skorzystają na tym przede wszystkim pacjenci, a pośrednio również budżet Państwa. Dlaczego? Ponieważ każdy pacjent, który oczekuje w kolejce na wizytę do specjalisty, czy też na zabieg operacyjny, po zwiększeniu nakładów na ochronę zdrowia będzie mógł liczyć na znacznie szybsze leczenie, a co za tym idzie na szybszy powrót do zdrowia i pełnej sprawności, a to umożliwi powrót takiej osoby do pracy. Tym samym taka osoba przestanie korzystać ze świadczeń socjalnych, świadczeń rehabilitacyjnych, czy świadczeń rentowych. To w oczywisty sposób przyniesie korzyści budżetowe państwu. Co do postulatu dotyczącego podniesienia zasadniczego wynagrodzenia to również jest on słuszny. Nasze pensje nie były podnoszone od 2009 r. Lekarze w trakcie specjalizacji zarabiają od 2200 do 2570 zł netto zasadniczej pensji. A pamiętajmy, że na co dzień decydują o ludzkim zdrowiu, a często i życiu. Nie dziwi zatem fakt, że lekarze imają się różnych prac dodatkowych, biorą po kilka dyżurów, tak aby zarobić na siebie i rodzinę. To niestety powoduje notoryczne przemęczenie młodych medyków. A to z kolei niesie niebezpieczeństwo dla samych lekarzy, ale przede wszystkim dla pacjentów. Zaznaczyć jednak należy, że podniesienie wynagrodzenia nie jest najważniejszym postulatem. Priorytetem jest podniesienie wydatków na ochronę zdrowia.

Grosze za ciężką pracę 
W podobnym tonie wypowiadają się również inni trójmiejscy rezydenci, którzy jednak proszą o zachowanie anonimowości. Jeden z moich rozmówców, będący obecnie na trzecim roku specjalizacji uznanej przez Ministerstwo Zdrowia za priorytetowe w ten sposób ocenia sam protest i zgłaszane przez młodych lekarzy postulaty: „W pełni popieram protestujących. Stan obecny nie jest możliwy to dalszego zaakceptowania. Nakłady jakie nasze państwo przeznacza na ochronę zdrowia są śmiesznie małe. Nie licuje to w żaden sposób z wszechobecną propagandą sukcesu obecnego rządu. Skoro jest tak dobrze i mamy nadwyżkę budżetową, to dlaczego nie przeznaczyć jej na służbę zdrowia? Obawiam się jednak, że zgłaszane postulaty są zbyt daleko idące, a tym samym trudne do zrealizowania na już. Niemniej musimy walczyć o to, byśmy mogli godziwie leczyć naszych pacjentów i nie obawiać się jednocześnie o własne zdrowie, które i tak już jest mocno nadszarpnięte zbyt duża ilością pracy, która jest niezbędna by związać koniec z końcem”. Odnośnie postulatów związanych z wynagrodzeniem młodych lekarzy ten sam rezydent wskazuje: „dla mnie na dziś jest to zasadnicza sprawa. Wstyd panie Radziwiłł, że ja lekarz mający pełne prawo wykonywania zawodu, który ukończył ciężkie studnia, zaliczył staż i dostał się na specjalizację, na co dzień podejmujący decyzje wpływające na ludzkie zdrowie i życiem zarabiał mniej niż pracownicy dyskontów spożywczych. I tu nie chodzi o to, że czuję się kimś lepszym. Tu chodzi o odpowiedzialność, jaka codziennie mnie obciąża. W zamian dostaję wypłatę, którą moi koledzy po studiach technicznych prześmiewczo nazywają jałmużną. Więc co mam zrobić, dorabiam w innych miejscach co odbija się na moim zdrowiu, że o życiu rodzinnym już nie wspomnę”.
Inny z rezydentów poproszony o wyrażenie zdania w przedmiotowej kwestii jest bardziej sceptyczny. Lekarz rezydent mówi: Popieram ten protest, bo w końcu zmierza on do poprawy naszych warunków pracy jako młodych lekarzy. Jednak nauczony doświadczeniem wcześniejszych protestów, obawiam się że nic on nie zmieni. Same postulaty są co prawda słuszne, ale niewiele zmienią bez zmian systemowych. Tutaj potrzebne są zmiany gruntowne, sięgające samej istoty naszego systemu ochrony zdrowia. Wydaje mi się, że samo podniesienie nakładów na służbę zdrowia niewiele da, bo znaczą część i tak pochłonie aparat biurokratyczny. Jeżeli zaś chodzi o wynagrodzenie rezydentów, to szkoda w ogóle mówić. To co dziś zarabiamy to grosze, które i tak są okupione ciężką i stresującą pracą. Chciałbym zarabiać pieniądze o których mówią protestujący, bo wówczas miałbym czas na spokojną naukę i przygotowanie się do egzaminu specjalizacyjnego. Czasem tak sobie żartuję, że mówi się pokaż lekarzu co masz w garażu… a ja nie mam garażu, a nawet jakbym miał to parkowałby w nim 13 letni opel”.

Głodówka to ostateczność
Duże emocje wśród młodych lekarzy zbudza również forma protestu. Arkadiusz Szycman: Forma protestu jest z pewnością dyskusyjna, ale skoro inne metody okazały się bezskuteczne, to być może innej drogi nie było? Można powiedzieć, że Ministerstwo nie reagując na nasze postulaty samo doprowadziło do takiego stanu rzeczy. Mam jedynie nadzieję, że szybko dojdzie do porozumienia i strajk zostanie zakończony, tak, aby zdrowie naszych koleżanek i kolegów nie ucierpiało zanadto.

Inny młody lekarz mówi: Głodówka to bardzo ostra forma protestu, ale widać nie ma innej możliwości, aby rządzący i społeczeństwo zrozumieli, w jak ciężkiej sytuacji jesteśmy. I chcę wyraźnie podkreślić, że to co się dzieje to jest po prostu skutek zaniedbań i ignorowania postulatów, które od dawna zgłaszali młodzi lekarze. Teraz piłka po stronie rządzących. Mam tylko nadzieję, że nie będą głusi na tę w zasadzie desperacką formę protestu i że nikomu z naszych DZIELNYCH i proszę to zapisać wielkimi literami, koleżanek i kolegów nic się nie stanie.

Na dzień 11 października 2017 r. zapowiedziano zawieszenie protestu, co było warunkiem podjęcia rozmów postawionym przez premier Beatę Szydło, jednak nie oznacza to końca dalszej walki rezydentów o poprawę systemu służby zdrowia.

Bartosz Węgrzynowski

Możliwość komentowania została wyłączona.