Aż 70 proc. lekarzy deklaruje, że przynajmniej raz w ciągu roku spotyka się z „niewłaściwym zachowaniem” ze strony pacjentów. I choć przypadki fizycznej agresji są stosunkowo rzadkie, ta słowna bywa nie tylko znacznie częstsza, ale przede wszystkim – odczuwalna. Lekarze skarżą się, że coraz częściej po prostu boją się agresywnych pacjentów.

W podpisanym przez młodych lekarzy i ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego porozumieniu znalazł się punkt, który ma stanowić ochronę dla lekarzy pracujących w publicznym systemie ochrony zdrowia. W tej chwili ochrona, jaka należy się funkcjonariuszom publicznym, dotyczy jedynie lekarzy pracujących w jednostkach pomocy doraźnej lub udzielających pomocy doraźnej, czyli przede wszystkim na szpitalnych oddziałach ratunkowych, izbach przyjęć i w karetkach pogotowia. Minister zdrowia zobowiązał się do przygotowania projektu nowelizacji ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty, który rozciągnie ochronę właściwą funkcjonariuszom publicznym na wszystkich lekarzy, pracujących w publicznym systemie. To postulat środowiska lekarskiego, który pojawia się od wielu lat.

Jak wynika z badań, przeprowadzonych na zlecenie Okręgowej Izby Lekarskiej w Gdańsku, lekarze tłumaczą (co nie znaczy, że usprawiedliwiają) niewłaściwe zachowania pacjentów przede wszystkim względami psychologicznymi, ale drugą najczęściej wskazywaną przyczyną są mankamenty i słabości systemu ochrony zdrowia. Im większe problemy w systemie napotyka pacjent, tym bardziej jest skłonny odreagowywać na tych, których spotyka „na pierwszej linii frontu”. Choć najbardziej właściwymi adresatami wyrazów niezadowolenia z jakości obsługi (przemęczony personel lub wręcz jego brak) czy czasu oczekiwania na świadczenie byliby politycy, i to niekoniecznie minister zdrowia, ale premier, pacjent z konieczności wyładowuje złość na lekarzu lub/i pielęgniarce. Wiele przypadków mogłoby swój finał mieć w sądzie, ale pracownikom medycznym szkoda czasu, by szukać sprawiedliwości w prokuraturze czy sądach. Lekarze liczą, że ochrona przysługująca funkcjonariuszom publicznym powstrzyma przynajmniej część pacjentów (i rodzin pacjentów) przed dawaniem upustu złości, bo np. naruszenie nietykalności cielesnej osoby, posiadającej ochronę przysługującym funkcjonariuszom publicznym zagrożone jest karą grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat trzech i jest ścigane z urzędu. To samo przestępstwo popełnione wobec innego pokrzywdzonego jest zagrożone karą grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku, a ściganie odbywa się z oskarżenia prywatnego.

Prawnicy zwracają jednak uwagę, że w interesie samych lekarzy jest to, by nowelizacja ustawy zakończyła się wyłącznie rozszerzeniem ochrony właściwej funkcjonariuszom publicznym na większą niż w tej chwili grupę lekarzy. Przestrzegają zaś przed pokusą starań o nadanie lekarzom statusu funkcjonariuszy publicznych (w publikacjach medialnych można przeczytać, że właśnie taki jest postulat środowiska lekarskiego, czy wręcz treść porozumienia między ministerstwem a rezydentami – to jest nieprawda). Bo status funkcjonariusza publicznego oznacza również szczególną odpowiedzialność karną. Ale to nie wszystko – funkcjonariusze publiczni mają w znaczący sposób ograniczone, w stosunku do innych obywateli, prawo do prywatności (i np. dane osoby, która wykonuje funkcje publiczne, nie są chronione i szpital nie mógłby odmówić przekazania informacji, którzy lekarze dyżurowali w szpitalu). W myśl przygotowywanej ustawy, rozszerzającej w znaczący sposób katalog osób zobowiązanych do składania oświadczeń majątkowych, obowiązek taki mieliby mieć wszyscy funkcjonariusze publiczni.  

Małgorzata Solecka 

Możliwość komentowania została wyłączona.