„Jestem lekarzem, jestem człowiekiem”, trzyminutowy film, który ukazuje pracę lekarzy dyżurujących na SOR, odbił się szerokim echem w mediach głównego nurtu. Bardziej jednak, jak się wydaje, ze względu na powrót do roli lekarza gwiazdy „Bogów”, Tomasza Kota, niż zrozumienie przesłania, jaki niesie ze sobą obraz, nakręcony przez Łukasza Palkowskiego.

Film sfinansowała warszawska OIL, a gwiazdorska obsada (w filmie oprócz Kota wystąpili też inni aktorzy znani z „Bogów”) i przemyślana promocja zrobiły swoje. To na pewno sukces, bo do mediów trafił przekaz, który środowisko lekarskie, samorząd, formułuje od wielu nie miesięcy, ale lat: lekarze w swojej pracy powinni móc się skupić na leczeniu pacjentów, na ich zdrowiu i ratowaniu życia. Muszą walczyć ze stresem, biurokracją, brakiem snu.

- Lekarze nie są impregnowani na emocje. Systemowe niedostatki, gnanie z dyżuru na dyżur, braki kadrowe, to problemy, z którymi się zmagają. Ufamy, że pacjenci będą lepiej nas rozumieć, a to pomoże lekarzom w codziennej pracy - tłumaczył dziennikarzom podczas oficjalnej premiery filmu prezes ORL w Warszawie, Łukasz Jankowski.

Artyści nie ukrywali, że praca nad krótkim filmem była sporym przeżyciem. Nie tylko dlatego, że pozwoliła wrócić choć na chwilę do klimatu „Bogów”. Film był kręcony nie tylko w autentycznym, ale przede wszystkim otwartym szpitalnym oddziale ratunkowym, co dodało mu autentyczności, ale też pozwoliło reżyserowi i aktorom poczuć rzeczywistą atmosferę szpitala. - Byłem przebrany za lekarza. Podszedł do mnie chłopak, którego potrącił samochód. Ze trzy razy ktoś próbował mnie prosić o szybszą pomoc, widziałem wielkie błaganie w oczach tych ludzi i prośbę, bo obok cierpi ojciec matka, czyjeś zdrowie jest zagrożone. To było szczególne przeżycie - opowiadał Tomasz Kot.

W filmie nie ma wielu dialogów, ale te, które są, zostają w pamięci. Jak ten, w którym bohater tłumaczy, że nie może natychmiast zająć się pilnymi pacjentami, bo musi wystawić kilkanaście skierowań. - Od lat powtarzamy, że biurokracja zżera czas lekarzy, pielęgniarek. I od lat tej biurokracji przybywa, zaś zamiast problemy rozwiązywać, rządzący od czasu do czasu przedstawiają nowe pomysły - mówił podczas Kongresu Zdrowia Publicznego (8-9 grudnia 2021 roku), prof. Andrzej Matyja, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej. Pomysły, w ocenie lekarskiego samorządu, nietrafione lub wręcz groźne – jak ten, przewidujący kształcenie lekarzy poza uczelniami akademickimi.

Film „Jestem lekarzem, jestem człowiekiem” miał premierę w szczególnym czasie szczytu czwartej fali pandemii COVID-19, choć pandemia jest w nim jedynie tłem. Słusznie, bo problemy, na jakie zwraca uwagę, są aktualne również bez kontekstu pandemicznego. Od tego ostatniego jednak trudno abstrahować, zwłaszcza że co prawda czwarta fala w połowie grudnia zaczęła się wyraźnie przełamywać, natomiast na horyzoncie jest nowe zagrożenie, związane z wariantem omikron. Ten „straszy” świat już od końca listopada. Część obaw, związanych z większą zakaźnością, wyższą transmisyjnością, już się potwierdziła. Nie wiadomo, czy potwierdzą się nadzieje (spekulacje?), że wariant okaże się mimo wszystko łagodniejszy od delty. Lekarze mówią wprost: - Jesteśmy na skraju wytrzymałości. Nie tylko my, cały personel medyczny.

Tymczasem wiele wskazuje, że między czwartą a piątą falą nie będzie nawet minimalnego oddechu, chwili przerwy. Eksperci prognozują, że po okresie świątecznym, kiedy zakażeń będzie mniej w związku z zawirowaniami z testowaniem, na początku stycznia krzywa zakażeń znów zacznie się piąć w górę. Pytanie - pod jakim kątem nachylenia? W Wielkiej Brytanii, Danii (do wprowadzenia lockdownu również w Niderlandach) wykres wznosi się praktycznie pionowo. W Polsce, znacząco gorzej zaszczepionej, taka krzywa oznaczałaby szybki, lawinowy przyrost hospitalizacji.

Małgorzata Solecka

 

Możliwość komentowania została wyłączona.