Białe Miasteczko 2.0 rozłożyło się pod Kancelarią Premiera 11 września 2021 roku. I niemal natychmiast stało się jasne, że strategia Ministerstwa Zdrowia i całego rządu sprowadza się do prostego założenia – zamęczymy ich. Zimnem, deszczem, rozmowami o rozmowach. A jeśli się uda, to również naciskiem opinii publicznej. Kiedy i w jaki sposób zakończy się ta nierówna próba sił?

 

Fot. Marta Jakubiak/Gazeta Lekarska 

 

Pierwszy tydzień protestu medyków pod siedzibą premiera to „miodowy miesiąc”: choć stacjonarnie protestowało stosunkowo niewiele osób, w namiotach cały czas trwał ruch. Liczni odwiedzający i wspierający – choćby na kilka godzin – przedstawiciele zawodów medycznych, zaproszeni do dyskusji panelowych goście, wreszcie – mieszkańcy Warszawy (i nie tylko) korzystający z prostych badań profilaktycznych, ale też przynoszący ciasta, pizze, domowe pierogi. Przychodzący po prostu porozmawiać, powiedzieć: – Jesteśmy z wami. Czasami zapytać, czy czegoś nie potrzeba.

To, czego brakowało, to odzewu ze strony rządu. Komitet Protestacyjno-Strajkowy domagał się rozmów z premierem Mateuszem Morawieckim, słusznie – skądinąd – oceniając, że tylko premier jest w stanie podjąć kierunkowe decyzje, które – nawet w dłuższej perspektywie – umożliwiłyby realizację postulatów, przedstawianych przez pracowników ochrony zdrowia. Rząd powtarzał, że właściwym adresatem apeli o rozmowy jest minister zdrowia.

Kryzys nadszedł niespodziewanie. 18 września 2021 roku, podczas konferencji prasowej Białego Miasteczka 2.0 starszy mężczyzna dokonał drastycznego samookaleczenia i mimo natychmiastowej pomocy, jakiej udzielili mu medycy, zmarł po przewiezieniu do szpitala. Trauma tych, którzy byli bezpośrednimi świadkami zdarzenia nałożyła się na przekaz, jaki zaczął krążyć w mediach krótko po ogłoszeniu zgonu: 94-latek miał zostawić list, w którym poinformował, że jego samobójstwo to protest przeciw protestowi, który – w jego opinii – ma podłoże polityczne. Czy taki list był faktem, czy jedynie faktem medialnym? Czy zawierał dokładnie to, co przekazały wybranym mediom służby? Pytania dosłownie zawisły nad medykami, którzy nie opuścili Białego Miasteczka, ale zawiesili na dobę całą jego aktywność, by następnie zdecydować się na trwający tydzień Cichy Dyżur. Odwołano prelekcje, zamknięto punkty badań profilaktycznych. Jednocześnie przedstawiciele protestujących organizacji ogłosili, że są gotowi podjąć rozmowy nie tylko z premierem, ale również z „merytorycznymi przedstawicielami Premiera, nie warunkując tego personalnie”.

Trudno nie zauważyć, nawet jeśli pominie się milczeniem narrację telewizji publicznej czy innych sprzyjających rządowi mediów, że rząd podjął próbę wykorzystania tragedii do spacyfikowania protestu. – Eskalowanie napięć może prowadzić do tragedii – mówił w poniedziałek 20 września minister zdrowia Adam Niedzielski, kierując do protestujących medyków zaproszenie do rozmów, które – w jego imieniu – poprowadzi powołany właśnie wiceminister Piotr Bromber (do niedawna dyrektor Lubuskiego OW NFZ).

Dwa spotkania, jakie odbyły się w ciągu tygodnia, nie tylko nie przyniosły końca protestu, ale nie posunęły do przodu samych negocjacji. Ministerstwo Zdrowia prowadzi rozmowy w taki sposób, by przesunąć je na grunt sobie przyjazny, czyli na forum Rady Dialogu Społecznego lub Zespołu Trójstronnego. W obydwu tych gremiach minister Adam Niedzielski czuje się pewnie – bo organizacje środowisk medycznych są tam praktycznie niereprezentowane, a jeśli nawet są obecne przy rozmowach, to w roli obserwatorów, zaproszonych gości, a nie równoprawnych partnerów.

– W ramach zespołu trójstronnego mamy związek zawodowy Solidarność, związek zawodowy OPZZ, mamy pracodawców, którzy nie uczestniczą w proteście i my z nimi również prowadzimy dialog na temat budowania takiej ścieżki wzrostu wynagrodzeń, która będzie wykorzystywała ten fakt, że nakłady na zdrowie w najbliższych latach będą rosły do poziomu 7 proc. PKB – podkreśla minister zdrowia. – Chcieliśmy też zaprosić komitet protestacyjny do rozmowy trójstronnej, która będzie uwzględniała nie tylko punkt widzenia tej wybranej grupy, która znajduje się w komitecie protestacyjnym, ale całości środowiska i to nie tylko środowiska po stronie związków zawodowych, ale też po stronie pracodawców, bo rozwiązania, które są wypracowywane bez wspólnego spojrzenia, bardzo często są potem kontestowane przez pozostałe strony, które w tych porozumieniach nie uczestniczą – mówił minister. ). To jednak zakrawa na ironię – minister zdrowia uważa, że samorządy zawodowe, które reprezentują wszystkich lekarzy, lekarzy dentystów, pielęgniarki i położne, nie są reprezentatywne, a reprezentatywnym związkiem jest NSZZ Solidarność, który w swoich szeregach ma znikomą liczbę pracowników medycznych. I to z Solidarnością i OPZZ, a nie ze związkami i samorządami pracowników medycznych, którym trudno odmówić kluczowej dla systemu ochrony zdrowia i bezpieczeństwa pacjentów roli, minister chce rozmawiać na temat zmian systemowych.

Rozmowy z Piotrem Bromberem, jak stwierdzili po drugim spotkaniu przedstawiciele Komitetu Protestacyjno-Strajkowego, skupiają się więc na kwestiach formalnych, nie dotykają zaś problemów zasadniczych – czyli albo rządowych propozycji dla protestujących, albo – postulatów przedstawionych przez tych ostatnich.

Tymczasem rząd daje wyraźny sygnał, jak widzi ochronę zdrowia i jej problemy. Premier Mateusz Morawiecki ogłosił, że budżet na 2021 rok ma osiemdziesięciomiliardową nadwyżkę i rząd skierował do Sejmu projekt ustawy, rozdysponowujący tę robiącą wrażenie kwotę. Uroczyście też ogłosił, że z owych 80 mld zł ochrona zdrowia – konkretnie, budżet Narodowego Funduszu Zdrowia – otrzyma… miliard złotych (dla porównania – cztery razy więcej rząd chce przeznaczyć na inwestycje wodno-kanalizacyjne). Odrębną sprawą jest realność nadwyżki – na ile jest ona efektem bardziej dynamicznego, niż zakładano, wzrostu gospodarczego (wielu ekonomistów wskazuje, że przy konstruowaniu budżetu rząd przyjął niezwykle zachowawcze wskaźniki właśnie po to, by uzyskać w sposób sztuczny nadwyżkę do rozdysponowania), na ile – efektem wysokiej inflacji i podatku inflacyjnego, płaconego przez konsumentów (w związku z wyższymi cenami wyższe są też przychody budżetu z tytułu VAT). Niezależnie od tego – wiadomo, że miliard złotych nie robi żadnej różnicy w systemie ochrony zdrowia i nie rozwiązuje żadnego z problemów.

Do rangi symbolu zaś urasta fakt, że gdy wiceminister Bromber rozpoczynał rozmowy z protestującymi, minister zdrowia Adam Niedzielski ogłosił na Konferencji Rektorów Wyższych Szkół Niepublicznych, że rząd chce, by w tych szkołach kształcili się nie tylko – jak jest do tej pory – ratownicy medyczni, fizjoterapeuci czy pielęgniarki i położne, ale również lekarze. Przedstawiciele samorządu lekarskiego mówią krótko: – Nieporozumienie, wręcz prowokacja.

Jeśli jednak słowa ministra potraktować tak, jak powinno się traktować wypowiedzi ministrów konstytucyjnych, czyli poważnie, niewątpliwie samorząd lekarski stanie przed kolejnym w ostatnich miesiącach wyzwaniem, bo rząd – jest to coraz bardziej widoczne – ma swoją wizję zasadniczych zmian zarówno w kształceniu przeddyplomowym, jak i w wykonywaniu zawodu lekarza. Na ostatnim wrześniowym posiedzeniu Sejmu minister zdrowia najpierw będzie prezentować informację na ten temat na posiedzeniu podkomisji ds. organizacji ochrony zdrowia, potem ma się odbyć pierwsze czytanie nowelizacji przepisów dotyczących kredytów na studia medyczne. Wydaje się, że zapowiedź uruchomienia kierunków lekarskich w wyższych szkołach zawodowych jest kolejnym etapem, jaki chce przeforsować rząd. Wszystko zaś pod hasłem „jakości w ochronie zdrowia” i bezpieczeństwa oraz zadowolenia pacjenta, które – co minister zdrowia chętnie podkreśla – przyświecają wszystkim decyzjom resortu.

Małgorzata Solecka 

Możliwość komentowania została wyłączona.