Nawet połowa lekarzy może cierpieć z powodu wypalenia zawodowego. Wypalonych rezydentów jest jeszcze więcej a symptomy wypalenia są widoczne już u osób, kończących studia medyczne. Jakie są przyczyny tego stanu rzeczy? Co powinno (musi) się zmienić, by wypalenie nie stanowiło jednego z czynników ryzyka kryzysu kadrowego w ochronie zdrowia?

Osoby pracujące w zawodach medycznych, odpowiedzialne za ludzkie życie są w sposób szczególny narażone na wystąpienie silnego i przewlekłego stresu, traumy, a w konsekwencji zagrożone wypaleniem zawodowym. Jak wynika z badań, 52 proc. lekarzy i tyle samo pielęgniarek deklaruje poczucie wypalenia. Najbardziej zagrożeni nie są wcale starsi, doświadczeni, lekarze - ale paradoksalnie, właśnie najmłodsi - o przyczynach, ale też skutkach wypalenia zawodowego rozmawiano podczas październikowej konferencji  „Wizja Zdrowia - Diagnoza i Przyszłość - Foresight Medyczny”.

Pracująca z lekarzami od ponad dwóch dekad dr Mariola Kosowicz podkreślała, że lekarze coraz częściej przyznają się do objawów wypalenia. -Przyczyn jest wiele, ale wszyscy widzimy, że świat się zmienia, wszyscy żyją w pospiechu, jest coraz więcej oczekiwań od ludzi, którzy pracują w zawodach medycznych. Na pewno swoje dołożyła pandemia, która nas dosłownie wykończyła. Zaczynamy normalizować stan zmęczenia, staje się dla nas oczywisty. Reprezentuję środowisko onkologiczne, które jest stale obciążone pracą na granicy życia i śmierci pacjentów, co wymaga ogromnego wysiłku psychofizycznego - tłumaczyła psychoonkolog, zwracając uwagę na systemowy brak pomocy psychologicznej dla medyków. - Nie mamy np. grup Balinta, które powinny działać we wszystkich szpitalach. Ale winny jest nie tylko system: nadmierna liczba pacjentów, biurokracja, o czym stale się mówi, a także predyspozycje osobowościowe. Nie wszyscy onkolodzy się wypalają 

Prof. Janusz Heitzman mówił o podstawowych typach lekarzy najbardziej narażonych na wypalenie: pracoholiku, superbohaterze, perfekcjoniście, samotnym jeźdźcu. - Wypalenie jest dosłownie zabójcze - jeden na pięciu lekarzy przyznaje, że cierpi na depresję, jeden na dziesięciu rozważa samobójstwo. Ale większość lekarzy, choć cierpi, nie szuka pomocy specjalisty - stwierdził. Powód jest prosty - większość lekarzy zmaga się z syndromem superbohatera, do którego są - jak podkreślali uczestnicy panelu - dosłownie „tresowani” już na studiach, które nie pozwalają nawet na chwilę słabości. W obawie przed stratą roku studenci chodzą na zajęcia (również kliniczne) dosłownie chorzy.

Tymczasem, jak mówił ekspert, wypalenie zawodowe to nie jest problem tylko dla osób nim dotkniętych. - Im większy zespół wypalenia u lekarza, tym gorsze samopoczucie pacjenta, tym większe narażenie go na trudniejszy i dłuższy powrót do zdrowia. Wyczerpany specjalista nie jest w stanie proponować czegoś, co jest związane z edukacją zdrowotną i profilaktyką. Narasta tzw. zespół demoralizacji lekarskiej, który objawia się tym, że chory zaczyna denerwować lekarza czy pielęgniarkę - podkreślał. - Jeżeli czujesz, że pacjenci cię męczą, to od razu idź na urlop, to podstawowa zasada - radził.

- Wypalenie jest wynikiem zderzenia naszych marzeń z rzeczywistością. Kiedy wchodzimy do tego zawodu, wydaje nam się, że będziemy mieli piękną pracę, że będziemy pomagać ludziom. A potem przychodzi twarda rzeczywistość i to zderzenie bywa nieraz bardzo brutalne. Kiepskie warunki pracy, brak poczucia bezpieczeństwa. Męczy nas kontakt z wieloma ludzkimi twarzami - jesteśmy skonstruowani tak, że na twarz bardzo reagujemy, widok wielu prowadzi do przebodźcowania. No i stary, zakorzenieniony w medycynie mobbing, czyli idąca z góry do dołu kolejność dziobania... - mówiła wiceminister zdrowia Urszula Demkow. - Mówiąc o wypaleniu, trzeba brać pod uwagę nie tylko medyka, lecz także jego pacjentów. U wypalonych lekarzy pojawia się depersonalizacja, cyniczna postawa i uprzedmiotowienie pacjenta. My, jako lekarze, po prostu musimy myśleć o odpoczynku i wytchnieniu - wtórowała ekspertowi.

Dr Klaudiusz Komor, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej, specjalista w dziedzinie kardiologii, napisał pracę doktorską dotyczącą wpływu stresu na długość życia lekarzy, sprawdzając, które specjalizacje są najbardziej narażone na silny i długotrwały stres, prowadzący nie tylko do wypalenia, ale wręcz do skrócenia życia. - Kiedy prowadziłem badania, nie było jeszcze medycyny ratunkowej jako specjalizacji popularnej, więc nie mamy tych danych, ale powszechnie wiadomo, że anestezjologia i medycyna ratunkowa wśród mężczyzn są specjalizacjami lekarskimi najbardziej obciążonymi stresem. Wśród kobiet: choroby wewnętrzne, anestezjologia, neurologia i psychiatria - obserwujemy wśród tych lekarek długość życia niższą niż średnia w społeczeństwie. Najkrócej ze wszystkich żyją kobiety anestezjolożki - wyjaśnił. - Nadmierne obciążenie przewlekłym stresem i liczbą godzin pracy powodują nie tylko wypalenie zawodowe, ale też skracają czas życia. Trzeba się zastanowić, jak to rozwiązać, bo trudno wymagać od lekarzy, żeby wybierali specjalizacje, w których nie tylko będą najciężej pracowali, ale i jeszcze krócej żyli. A w tych specjalizacjach niestety mamy największy niedobór kadr - przypomniał wiceszef lekarskiego samorządu.

Iskierką nadziei, jak mówił dr Mateusz Kowalczyk, specjalista w dziedzinie psychiatrii, również wiceprezes NRL, jest to, że rośnie świadomość dotycząca zdrowia psychicznego wśród adeptów medycyny. Studenci mają zajęcia z psychologami, dotyczące wypalenia zawodowego i jak mu przeciwdziałać, jak sobie radzić z emocjami. Co więcej, oczekują, że w szpitalach będą mogli korzystać z profesjonalnego wsparcia. - Pytali: „Co, jeśli nie uda mi się operacja, mam różne negatywne emocje w sobie, nie chcę ich zabierać do domu, bo wiem, że wówczas to się przełoży na moje samopoczucie w najbliższych dniach - chciałbym mieć możliwość przegadania i przerobienia tego tematu?” - mówił, przywołując jedno ze swoich spotkań. - Byłem pozytywnie zbudowany tym, że są samoświadomi na tyle, żeby przeciwdziałać wypaleniu już na tym etapie. A jest to istotne, ponieważ część doświadczonych kolegów stoi na stanowisku, że nie ma czegoś takiego jak wypalenie zawodowe u młodych ludzi, oni mogą być najwyżej zmęczeni. Ja ze swojego doświadczenia wiem, że koledzy i koleżanki, którzy kończyli ze mną studia, już w momencie uzyskania dyplomu byli wypaleni. Część z nich zdążyła się nawet przebranżowić i nie są już lekarzami - przyznał.

Nie mogło zabraknąć odwołania do kultowego filmu „Bogowie”. - Oglądałem go z moim ojcem, profesorem Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi, i w momencie, kiedy padały tam stwierdzenia typu: „Panie kolego, w mojej klinice to takie rzeczy pan sobie zrobisz w dwóch przypadkach, albo jak umrę, albo jak przejdę na emeryturę, co na jedno wychodzi”, potwierdzaliśmy, że obydwaj słyszeliśmy takie słowa. Albo klasyczne: „Noc jest normalnym dniem pracy”, co każdy z nas praktykował, bo jest wpisane w nasz zawód. Ale ogromnie cieszy mnie, że młode pokolenie nabywa własnej świadomości u podstaw. To daje dużą nadzieję, że jak ja będę w wieku emerytalnym, to oni będą pokoleniem, które zmieni kształt systemu ochrony zdrowia. Tak, jak my zmieniliśmy system płac, tak, mam nadzieję, oni zmienią warunki pracy - powiedział.

Władysław Krajewski, wiceprzewodniczący Porozumienia Rezydentów OZZL, mówił, że młodzi lekarze „odrobili lekcje” poprzednich pokoleń lekarskich. - Wiemy, że nie chcemy takiego życia. Próbujemy się wyrwać z tego błędnego koła, z tej kultury przepracowywania się, zostawania po godzinach, bycia superbohaterami, kosztem własnego życia, zdrowia, swoich bliskich - stawiał sprawę jasno, jednocześnie wskazując, że lekarze - od początku swojej kariery, a tak naprawdę zanim się ona zacznie, są narażeni na całe spektrum czynników, których skutkiem jest wypalenie zawodowe. - Na piątym, szóstym roku jest wiele osób, które już nie chcą pracować w tym zawodzie. Presja społeczna, przepracowanie, gorsze warunki nauki i dodatkowo powszechny mobbing. Jak widać, czynniki ryzyka na studiach i u pracujących już w zawodzie lekarzy są takie same. Z roku na rok problem się pogarsza - ocenił.

Małgorzata Solecka