
Rozmowa z dr. Michałem Kozorysem, prodziekanem Wydziału Dyrygentury Chóralnej, Muzyki Kościelnej, Edukacji Artystycznej, Rytmiki i Jazzu Akademii Muzycznej w Gdańsku i dyrygentem formującego się Gdańskiego Chóru Lekarzy.
Marcin Nowiński: Skąd pomysł by zostać dyrygentem?
Michał Kozorys:Początkowo chciałem studiować grę na skrzypcach, bo skończyłem szkołę muzyczną w klasie skrzypiec, ale ostatecznie zacząłem studiować edukację muzyczną i jednocześnie dyrygenturę chóralną!. Bardzo mi się to spodobało, no i tak już zostało.
Spełnienie dziecięcych marzeń czy raczej przypadek?
Można powiedzieć, że raczej przypadek, ale będąc jeszcze w szkole muzycznej, bardzo podobało mi się śpiewanie w chórze. I pomyślałem, że można zająć się tym profesjonalnie, także od tej drugiej strony, czyli dyrygenckiej.
I dobrze Panu w tej dyrygenckiej roli?
Jak najbardziej! Jest to specyficzny rodzaj wyrażania swoich emocji, wrażliwości, zupełnie inny niż na przykład gra na instrumencie. I przede wszystkim trzeba dzielić się tym wszystkim z innymi osobami, czyli chórzystami. Bardzo to lubię.
Poczucie możliwości kontrolowania rzeczywistości – kilkadziesiąt osób czekających na znak by zaśpiewać…
Dokładnie tak jest. Można poczuć się wtedy przywódcą. I ta świadomość, że wszyscy czekają na to, co powiem, lub zrobię. Jest to bardzo interesujące i ekscytujące.
Czuje się Pan przywódcą?
Na próbach w pewnym sensie tak, ale raczej powiedziałbym, że czuję się osobą, która może przekazać i nauczyć innych pewnych umiejętności wokalnych, a przede wszystkim wprowadzić w magiczny świat śpiewu zbiorowego. Ci, którzy śpiewają! lub śpiewali w chórach, doskonale wiedzą, o czym mówię.
Czy jest jakiś sposób, by przekonać tych, którzy jeszcze nie próbowali śpiewać w chórze, że warto?
Zawsze wszystkich do tego zachęcam. Jest wiele pozytywów: śpiewanie w chórze sprawia wiele radości i satysfakcji, daje poczucie jedności, a jednocześnie odpowiedzialności w grupie, daje możliwość poznania nowych osób, przyjaciół, a przede wszystkim jest szansą na oderwanie się od codzienności i przeniesienie się przez moment do innego świata. Oczywiście
nie każdemu może się to spodobać, ale żeby się przekonać, trzeba po prostu spróbować. Dlatego zapraszam wszystkich chętnych, żeby spróbowali swoich sił.
Właśnie przy Izbie Lekarskiej organizuje się chór, będzie Pan jego dyrygentem. Jak wyobraża sobie Pan pracę z lekarzami, jakie cele chciałby Pan z nimi osiągnąć?
Wszystko zależy od tego jak duży będzie ten chór i jacy będą chórzyści. Myślę, że w przyszłości można będzie postawić za cel wysoki poziom artystyczny (przy innych Izbach Lekarskich w Polsce działają z powodzeniem chóry na całkiem dobrym poziomie), ale na początku celem będzie zachęcenie do śpiewania, przychodzenie na próby, aby z tygodnia na tydzień i poprzez pracę podnosić umiejętności, no i przede wszystkim sprawić, że chórzyści będą z tego śpiewania mieć dużą satysfakcję. Bez jakiegoś parcia i ciśnienia.
Wszyscy w pracy dostatecznie się stresujemy, próba chóru musi być zatem na to lekarstwem. Być może po jakimś czasie lekarze na receptach będą wypisywać zalecenie “śpiewanie w chórze”.
Śpiewanie w chórze jako zalecenie lekarskie – ciekawy pomysł.
Dotychczas pracował Pan z zespołami, które były już zorganizowane, wchodził Pan w gotowy zespół. Nie przeraża Pana tworzenie wszystkiego od podstaw?
Nie. Jest to pewne wyzwanie. Dwa lata temu założyłem też od podstaw chór Supra Vocalis Ensemble, w którym śpiewam i dyryguję. Jestem optymistą!. Najważniejsze, żeby chórzyści też mnie zaakceptowali. ..
Może Pan powiedzieć coś więcej na temat swoich doświadczeń w roli dyrygenta?
W Akademii Muzycznej prowadzę chór męski w ramach zajęć dla studentów, prowadzę również chór i orkiestrę w Szkole Muzycznej I st. w Gdańsku Wrzeszczu, mam też wspomniany już wyżej Supra Vocalis Ensemble, a do 2011roku przez 5 lat pracowałem jako asystent dyrygenta w Akademickim Chórze Uniwersytetu Gdańskiego.
Pod taką ręką Gdański Chór Lekarzy jest skazany na sukces.
Nie ma innego wyjścia!
Rozmawiał Marcin Nowiński