Krakowscy policjanci zatrzymali pod koniec maja 2025 roku mężczyznę, który przygotowywał się do zabicia lekarzy uczestniczących w porodzie jego córki. Podczas przeszukania domu znaleziono broń i naboje, a ponieważ mężczyzna nie krył swoich zamiarów również w trakcie wizyty lekarskiej, sprawa została potraktowana z należną powagą.

Nie tylko Kraków jest w szoku po zabójstwie lekarza, do jakiego doszło miesiąc wcześniej. 29 kwietnia, przed południem w poradni ortopedycznej Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie jeden z pacjentów wtargnął do gabinetu, gdzie dr Tomasz Solecki przyjmował inną pacjentkę. Ugodził lekarza wiele razy nożem, następnie próbował zbiec, ale został zatrzymany. Lekarz, mimo natychmiastowej akcji ratunkowej zmarł na stole operacyjnym. To szokujące zdarzenie (szok potęguje fakt, że zabójstwa dopuścił się funkcjonariusz służby więziennej) wywołało lawinę reakcji. Premier, ministrowie zdrowia, spraw wewnętrznych oraz sprawiedliwości zapowiedzieli szereg zmian i decyzji, mających na celu zwiększenie bezpieczeństwa pracowników ochrony zdrowia.

Obietnic nie zabrakło również 10 maja, gdy przez centrum stolicy w niemal zupełnej ciszy przeszły setki medyków, którzy Marsz Milczenia zakończyli pod siedzibą Ministerstwa Zdrowia. Minister zdrowia, dziękując za obecność w marszu, którego głównym celem było oddanie hołdu zamordowanemu przez pacjenta lekarzowi, podkreślała, że postulaty środowiska medycznego dotyczące walki z agresją wobec pracowników ochrony zdrowia (trzy miesiące wcześniej również z ręki pacjenta, od ciosów nożem, zginął w pracy ratownik medyczny), będą wnikliwie analizowane, a duża część z nich – minister otrzymała listę na piśmie – jest w trakcie realizacji.

- Rząd będzie przyjmował nowelizację kodeksu karnego jeszcze w maju - zapewniła medyków, jednak do końca maja ta zapowiedź pozostała niezrealizowana. W tej nowelizacji zaostrzone mają być kary za napaść na pracownika medycznego (maksymalna kara zostanie podniesiona do 5 lat, minimalny wymiar kary będzie ustalony na 3 miesiące pozbawienia wolności, bez możliwości orzeczenia kary w zawieszeniu). W kodeksie wykroczeń ma się zaś pojawić „zakłócanie porządku publicznego w podmiocie leczniczym”, zagrożone dotkliwym mandatem. Za takie wykroczenie będzie mogło zostać uznane już samo wszczęcie awantury czy słowna agresja wobec personelu medycznego, nie tylko atak fizyczny. Komendy wojewódzkie policji przekażą instrukcje do szpitali i innych świadczeniodawców, dotyczące kierowania zawiadomień w sprawach, które powinny być kwalifikowane w ramach ochrony przysługującej funkcjonariuszom publicznym.

Czy jednak to wystarczy? - W ostatnich dniach media wypełniły informacje o innych atakach na personel medyczny: brutalne pobicie pielęgniarki w Pruszkowie 1 maja; tej samej nocy pobito dwóch ratowników medycznych w Łukowie. 2 maja w Gdyni pobito ordynatora SOR-u. Takich sytuacji jest wiele. Większość z nas doświadcza agresji w swojej pracy - wyliczał Sebastian Goncerz, lider Porozumienia Rezydentów OZZL, zanim jeszcze medycy wyruszyli na ulice Warszawy.

Istotnym czynnikiem, który uruchamia, przynajmniej w niektórych pacjentach, pokłady agresji, jest niewątpliwie – o czym wspominają sami lekarze – dysfunkcjonalność systemu ochrony zdrowia. - Stan opieki zdrowotnej jest tragiczny, a pacjenci wpuszczeni są w niego bez wsparcia, niczym w zawiły labirynt, gdzie odbijają się od drzwi do drzwi, szukając pomocy. Rozumiemy, że to generuje frustrację i złość. Jednak to nie my odpowiadamy za zarządzanie i aktualny kształt systemu, bo ta odpowiedzialność ciąży na politykach - przypominali lekarze.

Nie da się jednak wszystkiego wyjaśnić zagubieniem pacjenta. Po zabójstwie doktora Tomasza Soleckiego i informacjach o sprawcy, który miał przez dłuższy czas utrzymywać nie tylko, że był źle leczony, ale wręcz że lekarz coś mu wstrzyknął, wirusa albo „białaczkę”, mocno wybrzmiał wątek fake newsów i celowego podważania zaufania do zawodu lekarza, procederu, w jaki nagminnie angażują się również niektórzy politycy, by wskazać tylko Grzegorza Brauna, kandydata na urząd prezydenta (ponad 6 proc. w pierwszej turze wyborów), który dosłownie kilka dni przed tragicznymi wydarzeniami w Krakowie żądał - stojąc przed siedzibą Dolnośląskiej Izby Lekarskiej – „denazyfikacji medycyny” i wznosił okrzyki: - Śmierć wrogom ojczyzny!). Rośnie liczba osób, które „konsultują” swoje (lub bliskich) przypadki w internecie, i nie chodzi o strony z wiedzą medyczną, a na przykład fora czy grupy, utwierdzając się w przekonaniu, że mogli paść ofiarą błędu medycznego.

Tak mogło być również w przypadku zatrzymanego w związku z przygotowywanym zabójstwem lekarzy ze Szpitala Ginekologiczno-Położniczego Ujastek 40-latka, który nie krył podczas wizyty swoich zamiarów, grożąc lekarzowi, że tych, którzy uczestniczyli w porodzie, zabije. Szpital zawiadomił policję, a ta dokonała przeszukania domu mężczyzny, znalazła broń i amunicję, zatrzymując podejrzanego. Sąd wyraził zgodę na areszt m.in. ze względu na obawy matactwa i wysoki wymiar kary, jaki grozi za przygotowania do zabójstwa (nawet 15 lat pozbawienia wolności). Policja nie ukrywa, że tak szybka i radykalna reakcja jest pokłosiem wydarzeń z kwietnia. - Po tamtej tragedii wszyscy jesteśmy wyczuleni na słowa o tak pojmowanym „wymierzaniu sprawiedliwości” i odbieraniu komuś życia. Dzisiejsza sytuacja jest tego potwierdzeniem. I medycy, i społeczeństwo, na podobne groźby stanowczo reaguje. Nikt nie bagatelizuje sprawy, bo wiemy, że może mieć ona realne konsekwencje - powiedziała „Gazecie Wyborczej” Katarzyna Cisło, rzeczniczka małopolskiej policji.

Jednym z postulatów środowiska medycznego było stworzenie „rejestru agresywnych pacjentów” (zwanego również medyczną niebieską kartą). Autorzy pomysłu proponowali, by po incydencie agresji, oficjalnie odnotowanego (przez, na przykład, zgłoszenie na policję) pacjent trafiał na kilka lat do rejestru, a informacja o tym, że tam widnieje, pojawiała się w momencie każdego zgłoszenia się przez niego w placówce medycznej. Jak zastrzegali, celem takiej informacji byłoby wyłącznie zapewnienie większego bezpieczeństwa personelowi udzielającemu świadczenia zdrowotnego, np. w postaci dodatkowej osoby obecnej przy wizycie czy badaniu). Jednak wobec wątpliwości dużej części prawników, również Rzecznika Praw Pacjenta, wydaje się, że losy propozycji są przesądzone, choć pojawiły się też głosy ekspertów, że wobec narastającego (nie tylko w obszarze ochrony zdrowia) zjawiska agresji w przestrzeni publicznej być może należałoby rozszerzyć pomysł, odświeżając założenia Niebieskiej Karty, funkcjonującej od lat jako narzędzie prewencji przemocy domowej i stworzyć rejestr osób, dopuszczających się agresji w przestrzeni publicznej, również wtedy, gdy zachowania nie można zakwalifikować jako przestępstwa. Zwolennicy tego rozwiązania wychodzą z założenia, że sama świadomość istnienia takiego rejestru i możliwości trafienia do niego może przynajmniej na część osób działać mitygująco.

Nie ma jednak wątpliwości, że kluczowe znaczenie będzie mieć podejście organów ścigania oraz wymiaru sprawiedliwości. O ile w przypadku policji reakcja na doniesienia o mężczyźnie grożącym lekarzom śmierci była wręcz wzorcowa, o tyle doniesienia z sądów nie są tak jednoznaczne. Jedne sprawy (głównie chodzi o ataki na ratowników medycznych, bo do nich dochodzi najczęściej) kończą się wyrokami więzienia (w zawieszeniu), są jednak i takie, w których sprawy kończą się umorzeniami. Do takiego finału zmierza np. głośna latem ubiegłego roku sprawa pobicia ratownika medycznego w gminie Skaryszewo (woj. Pomorskie) przez bliskich pacjenta. „Przez pół roku byłem pod kontrolą psychiatry i nawet brałem leki, bo miałem stwierdzony zespół stresu pourazowego. Mam problemy ze snem, stany lękowe. Do dziś się boję - mówił z rozmowie z tygodnikiem „Newsweek” Artur Stefan, ratownik medyczny ze Starogardu Gdańskiego, który został pobity do nieprzytomności. - Jak można umorzyć taką sprawę? - pyta „Newsweek".

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

8 − 3 =