Ewa Krajewska, od 2021 roku Główny Inspektor Farmaceutyczny, została ministrem zdrowia w rządzie Mateusza Morawieckiego, który 27 listopada 2023 roku zaprzysiągł prezydent Andrzej Duda. Rząd, wszystko na to wskazuje, zakończy swoją misję najpóźniej 11 grudnia.

Blok KO - Trzecia Droga - Nowa Lewica potwierdził w listopadzie swoją większość, wybierając marszałka Sejmu (Hołownia), obsadzając prezydium (porażka Ewy Witek, która najpierw przegrała głosowanie o fotel marszałka, potem posłowie nie zgodzili się, by została wicemarszałkiem), wreszcie - przejmując kontrole nad wszystkimi największymi komisjami sejmowymi (przewodniczącym Komisji Zdrowia został Bartosz Arłukowicz, były minister zdrowia, który jest brany pod uwagę również jako kandydat do stanowiska ministerialnego, co ostatecznie rozstrzygnie się w grudniu). Mimo to prezydent, zgodnie z przewidywaniami, misję tworzenia nowego rządu powierzył „przedstawicielowi ugrupowania, które wygrało wybory”, a Mateusz Morawiecki utrzymywał (i utrzymywać będzie aż do wniosku o wotum zaufania), że prowadzi rozmowy na temat poparcia „rządu polskich spraw”, rządu apartyjnego, eksperckiego wręcz.

Sejm już jednak pracuje w rytmie nadawanym przez blok - ciągle - opozycyjny. Pierwszym projektem ustawy, jakim zajęli się posłowie, jest obywatelski projekt „TAK dla in vitro”, pod którym w ubiegłej kadencji podpisało się ponad pół miliona obywateli - projekty obywatelskie nie podlegają zasadzie dyskontynuacji, więc marszałek Sejmu mógł wyjąć go z zamrażarki i nadać bieg pracom. Już podczas pierwszego czytania doszło do niespodzianki, bo klub PiS zapowiedział rezygnację z dyscypliny klubowej a nawet poparcie dla skierowania projektu do dalszych prac. Ba, niektórzy posłowie - m.in. były wiceminister zdrowia i minister cyfryzacji Janusz Cieszyński - zapowiedzieli, że pod pewnymi warunkami („dopracowanie projektu”) nie wykluczają, że poprą go również w ostatecznym głosowaniu.

Wybór tego tematu na inaugurację merytorycznych prac Sejmu nie jest przypadkowy - decyzja o likwidacji rządowego programu finansowania in vitro, który został wprowadzony w 2012 roku, była jedną z pierwszych, jakie podjął rząd Prawa i Sprawiedliwości - ówczesny minister zdrowia Konstanty Radziwiłł ogłosił ją dosłownie w pierwszych dniach swojego urzędowania. Oficjalnie, z powodu zbyt wysokich kosztów. Nieoficjalnie, z powodu „wątpliwości etycznych”, których PiS nie ukrywał już kilka lat wcześniej, domagając się uregulowania kwestii finansowania in vitro w ustawie (rząd Tuska wprowadził program w drodze rozporządzenia), przywołując argumenty o eugenice i przyrównując in vitro do „zwielokrotnionej aborcji”. W tym duchu zresztą również w tej chwili wypowiada się część posłów PiS, natomiast jednoznaczny sprzeciw artykułuje tylko Konfederacja.

Kolejny projekt, który wejdzie pod obrady Sejmu, również dotyczy obszaru zdrowia, choć zupełnie innej jego części: to obywatelski projekt zmian w ustawie o wynagrodzeniach minimalnych pracowników ochrony zdrowia, złożony również w poprzedniej kadencji przez środowisko pielęgniarek i położnych. Celem projektu jest jednoznaczne uregulowanie - po myśli pielęgniarek i położnych - kwestii związanych z zaszeregowaniem do poszczególnych grup, od czego zależy współczynnik, decydujący o wysokości wynagrodzenia. Pielęgniarki chcą uznania, że wiążące są kwalifikacje przez nie posiadane, a nie - jak w tej chwili interpretują dyrektorzy szpitali, ale też Ministerstwo Zdrowia - kwalifikacje wymagane na określonym stanowisku.

W Sejmie czekają złożone przez klub Lewicy dwa projekty dotyczące aborcji (legalizacja aborcji do 12. tygodnia ciąży oraz depenalizacja aborcji, która pozostałaby, poza wyjątkami przewidzianymi w prawie, zabroniona) ale jeszcze nie rozstrzygnięto, kiedy posłowie się nimi zajmą. Być może stanie się to dopiero po powołaniu rządu Donalda Tuska.

Małgorzata Solecka