Naczelna Izba Kontroli rozważa wprowadzenie kontrolowania czasu pracy lekarzy w ochronie zdrowia. Od 1989 r. w Ministerstwie Zdrowia, którym kierują kolejni lekarze, obowiązuje poprawność polityczna. Obecnie Pan Minister Zdrowia dr Konstanty Radziwiłł stawia pytanie: ,,co jest lepsze? Zmęczony lekarz czy żaden…” Odpowiedź jest oczywista – lekarze będą pracować jak dotychczas do śmierci.

Z każdym rokiem przybywa pacjentów i lekarzy emerytów, którzy ,,zmuszeni są” nadal pracować. Pracę lekarzom emerytom umożliwiają kontrakty lekarskie oferowane od początku transformacji w prywatnym sektorze na rynku zdrowia. Jednak nie każdemu lekarzowi kontrakt wychodzi na zdrowie. A co z pacjentami leczonymi przez lekarzy emerytów czy tych pracujących ponad swoje siły? Wiadomo że przysłowie mówi: dopóty dzban wodę nosi, póki mu się ucho nie urwie. A czy rezydenci nie pociągają Pana Ministra Zdrowia za „ucho”? Niedawno powołano w OIL w Gdańsku ,,Porozumienie Lekarzy Kontraktowych” w celu wypracowania wzoru umowy kontraktowej dla wszystkich lekarzy. Wydawało się, że zespół ten ożywi dyskusję i da tzw. lekarzom „kontraktowcom” nadzieję na lepszą przyszłość. Kontrakty lekarskie powodują często rozgoryczenie wśród naszego środowiska. W większości lekarze nie mają żadnego wpływu na jakąkolwiek zmianę w umowie kontraktowej. Kontrakty napisane są zgodnie z interesem pracodawcy i nie uwzględniają na przykład: potrzeb socjalnych lekarzy. Lekarze traktowani są instrumentalnie, a praca ich służy wyłącznie do uzyskania korzyści materialnych przez podmiot leczniczy.

Wynajmowanie lekarza do wypełnienia kontraktu z NFZ lub innym ubezpieczycielem czy też pacjentem przez podmiot leczniczy jest powszechną praktyką. W Polsce większość lekarzy (poza lekarzami dentystami) nie dysponuje własnymi gabinetami lekarskimi, w których mogliby samodzielnie wykonywać usługi medyczne. Kontrakty lekarskie pozostają wciąż łatwym sposobem na zarabianie pieniędzy. Nasuwa się jednak pytanie: kiedy pracodawcy będą skłonni wpisać do kontraktu płatny urlop? Uważam, że pertraktacje, prośby i naciski ze strony większości lekarzy co do uzyskania dla siebie na przykład płatnych dni na kształcenie podyplomowe, będą nadal ignorowane przez pracodawców. A co dopiero podzielenie się odpowiedzialnością lub zwrotem kosztów przeprowadzki? To są w polskich realiach rzeczy nieprzychodzące do głów naszym pracodawcom. Żerowanie na naszej pracy jest przyjętym rytuałem, a wielu z nas zmusza się do pracy ponad siły, a przykładem są tu rezydenci. Podmioty lecznicze znają dobrze rynek zdrowia i nie mają żadnych skrupułów wobec lekarzy na kontraktach, uzyskując z naszej pracy wcale niemałe dochody. Nadzieją dla lekarzy „kontraktowców” może być jedynie zaostrzenie się konkurencji lub rzeczywisty brak personelu medycznego będący skutkiem celowej polityki prowadzonej od lat przez kolejnych Ministrów Zdrowia. Wtedy to lekarze będą mogli mieć znaczący wpływ na zawierane kontrakty, a póki co będziemy dalej posłusznie podpisywać umowy na naszą ,,zgubę” lub szczęście. Namawiam więc Koleżanki i Kolegów do samodzielności i pracy we własnych gabinetach lekarskich.

Sławomir Łabsz