Jak być lekarzem, każdy lekarz wie, lecz nie każdy laik rozumie. Ostatnimi czasy jesteśmy bombardowani w mediach informacjami o tym: jaki ten, jaka tamta straszna, jaki „konował” (przepraszam za wyrażenie, jedynie cytuję), szarlatan, na pewno bierze łapówki, nic nie robią, tylko chodzą po korytarzu, na dyżurach zamiast pracować to śpią, w kilku poradniach pracują – to zapewne z pazerności.
Lekarz musi być nieskazitelny, nieomylny, dostępny cierpliwy, troskliwy, obdarzony jeszcze wieloma innymi cnotami i przymiotami, które można znaleźć w słowniku języka polskiego.
Ponadto wykonywać wszystkie niezbędne (i często zbędne) procedury szpitalne oraz obsługiwać świadczeniobiorcę zgodnie z wszystkimi normami ISO.
Jeśli to zbyt mało, o zakresie naszych obowiązków można łatwo zostać poinformowanym: w portalach społecznościowych i na forach internetowych, tudzież relacjach na żywo wprost przed gabinetem lekarskim lub przez pacjenta bezpośrednio (przy pomocy„dr. google”). „Antylekarski” jad sączy się coraz obficiej w pakiecie radiowo-telewizyjnym. Dziennikarze (pozbawieni często rzetelności zawodowej), zwykle nie dociekając prawdy, przekazują wieści dziwnej treści. Udowodniono winę czy nie i tak winny. Społeczeństwo karmione w ten wysublimowany sposób, jakże cennymi informacjami, pozwala sobie na coraz ciekawsze poczynania.
Zniesławienia w trakcie wykonywania naszej pracy (nie tylko) dyżurowej, inwektywy pod naszym adresem, brak szacunku, nie wspominając już o kulturze. O tym media milczą. To często chleb powszedni, a nawet można rzec, bułeczka. Jaka jest jednak rzeczywista liczba pozwów o zniesławienie składanych przez lekarzy?
Szkoda czasu, nerwów i pieniędzy. Nasze przyzwolenie na akceptację takiego stanu rzeczy nie poprawia jednak naszej sytuacji. Czy wynika to z naszego zmęczenia czy braku jedności środowiska lekarskiego?
Media nie stoją po naszej stronie, szukają sensacji i rozpowszechniają propagandę. Może powinniśmy sami bardziej zadbać o własny wizerunek i stworzyć silne media lekarzy? Jeśli my się o siebie nie zatroszczymy, nikt inny tego nie zrobi. Warto chyba zacytować w tym miejscu T. Roosevelta: „Rób to, co możesz, tym, co posiadasz, i tam, gdzie jesteś”.
A.D.

Komentarz
Zgadzam się z powyższym tekstem. Zaczynając od końca – tworzymy nasze lekarskie silne media, ale będą one tak silne, jak mądrzy i jak liczni będą piszący w nich lekarze (których stale poszukujemy).
Sprawa druga: dwa lata temu walczyłem w ramach Naczelnej Rady Lekarskiej o stworzenie centralnego ośrodka szybkiego reagowania na medialne ataki na lekarzy. Każde obrzucanie lekarzy błotem w mediach powinno być natychmiast przejmowane przez kompetentne osoby, które znają reguły gry medialnej i są zdolne aktywnie moderować dalsze losy takiego newsa. Dodatkowo oczerniony lekarz powinien otrzymać nieodpłatnie asystę prawnika Izby Lekarskiej. Utrzymywanie takich fachowców w Okręgowej Izbie byłoby zbyt drogie, dlatego proponowałem, aby taki ośrodek powstał przy Naczelnej Izbie Lekarskiej. Znalazłem sojuszników w kilku innych Izbach Okręgowych, jednak zostaliśmy – że tak się wyrażę – zagadani. No cóż, może będzie szansa w kolejnej kadencji.
Sprawa trzecia: od wielu lat czekamy na lekarza, który zgodziłby się za pieniądze i przy wsparciu prawników naszej Izby złożyć pozew o naruszenie dóbr osobistych. Wielu lekarzy jest niesłusznie oskarżanych i szkalowanych w mediach. Niestety, droga do satysfakcji jest żmudna: najpierw trzeba przejść przez wymiar sprawiedliwości powszechny i samorządowy, a następnie z orzeczeniami stwierdzającymi niewinność można wytoczyć proces oszczercy. Jak dotąd żadnemu lekarzowi nie starczyło determinacji, chociaż wielu proponowałem taką drogę.
Roman Budziński

Możliwość komentowania została wyłączona.